Każdy zna takie dni.
Budzik dzwoni za wcześnie. Za oknem ciemno i mokro, albo co gorsza wieje tak, jakby nadchodził koniec świata. Wstając z łóżka mały palec u stopy nawiązuje zbyt bliski kontakt ze ścianą, szafką lub ramą łóżka i do kuchni bardziej wpadasz niż wchodzisz, krzycząc z bólu lub zagryzając bogom winny język, jeśli masz innych domowników i godną pozazdroszczenia samokontrolę. *
I jeszcze ten pełen zlew.
Stąd jest zazwyczaj równia pochyła. Taka typowa. Czyli w dół.
Tosty się przypalą, dłoń oparzy wrzątkiem, kawa źle zmieli albo w ogóle szlag by to trafił, bo ostatniemu jogurtowi w lodówce po otwarciu bliżej do broni biologicznej niż śniadania.
I wtedy łatwo jest pomyśleć, że ten los działa nam na nerwy.
Osobiście, gdyby mnie ktoś o zdanie zapytał (a nie pyta), uważam, że to całkiem naturalny odruch. Krasnoludki mieszkające w szafie, co zszywają w nocy nogawki spodni tak, żeby nie dało się w nie rano wcisnąć nóg. Plecaki, które z każdym kilometrem robią się cięższe, jak gdyby okruszki po kanapce zaczęły przemieniać się w kamienie.
Dobrze jest kolorować sobie świat, jeśli ma nam to pomóc.
Los się na nas uwziął, buty same się rozwiązują. Bogowie się od nas odwrócili, bo znów zapomnieliśmy jak się zamykało ten nieszczęsny kubek termiczny i zawiązując buty poczuliśmy ciepłą kawę na plecach. I ktoś definitywnie nas obgaduje, bo swędzi nas nos. **
Ale czy myślimy o krasnoludkach, chochlikach i innych miłych współlokatorach, gdy kawa smakuje idealnie? Magiczne wyjaśnienia nie muszą być tylko negatywne.
Myślę o wieczorach, gdy pies spokojnie śpi na łóżku, a ja mogę się zanurzyć w książce wypożyczonej z pobliskiej biblioteki. Jak dobrze, że dziś już nikt nie strzela za oknem, że możemy na jakiś czas pożegnać sezon fajerwerków.
Gdy w pośpiechu rano wyciągasz ubrania z szafy i przypominasz sobie o swojej ulubionej bluzce, która wisi na suszarce. Taki mały szept do ucha na dobre rozpoczęcie dnia.
Niekończące się gonienie autobusów i kierowca, który tym razem nie odjechał w momencie, gdy tracąc oddech klikasz przycisk „otwórz drzwi”. Bo jakiś krasnoludek mignął kierowcy w lusterku i trzy razy musiał sprawdzić, czy na pewno w termosie ma herbatę.
I to nie o to chodzi, żeby w każdym uśmiechu dopatrywać się aniołków na ramieniu lub na widok tęczy wycinać sprint po złoto (chociaż, czemu nie?). Chodzi o zauważanie i docenianie mniejszych i większych chwil. Bo życie nie składa się z osiągania wielkich celów, tylko z tych drobnych kawałków rzeczywistości składających się na codzienność.
Czasem lubię sobie myśleć, wgryzając się w zaskakująco dobry chleb, że ktoś włożył w niego trochę więcej serca. Magii. Czasu. Cierpliwości. Jak zwą, tak zwą.
* Kiedyś powiedziałam sobie, że dla łatwości czytania, może powinnam pisać krótsze zdania. Jak widać, idzie mi zniewalająco dobrze.
** Historia totalnie zmyślona, przecież byłoby to trochę żenujące, gdyby była prawdziwa, nie?
I bycie wdzięcznym działa. Nie będę tego cytować w formie akceptowalnej i wymaganej przez środowisko naukowe, ale bibliografię zrobiłam w mniej więcej trzy minuty. Od praktykowania wdzięczności robimy się szczęśliwsi, kropka.
Bibliografia
Kausar, R. (2018, January 1). Relationship between gratitude and happiness in college students. | EBSCOhost. https://doi.org/10.15614/ijpp.v9i01.11752
Lin, C.-C. (2015). Impact of Gratitude on Resource Development and Emotional Well-Being. Social Behavior and Personality: An International Journal, 43(3), 493–504. https://doi.org/10.2224/sbp.2015.43.3.493
Watkins, P. C., McLaughlin, T., & Parker, J. P. (2019). Gratitude and Subjective Well-Being: Cultivating Gratitude for a Harvest of Happiness. In Scientific Concepts Behind Happiness, Kindness, and Empathy in Contemporary Society (pp. 20–42). IGI Global Scientific Publishing. https://doi.org/10.4018/978-1-5225-5918-4.ch002
Watkins, P. C., Woodward, K., Stone, T., & Kolts, R. L. (2003). GRATITUDE AND HAPPINESS: DEVELOPMENT OF A MEASURE OF GRATITUDE, AND RELATIONSHIPS WITH SUBJECTIVE WELL-BEING. Social Behavior and Personality: An International Journal, 31(5), 431–451. https://doi.org/10.2224/sbp.2003.31.5.431