B The Great

Książki | Podróże | Pies | Studia

O tym jak Bet został szybkim psem

pies - laseroterapia - rehabilitacja psa - bthegreat.pl

…i zaczął kręcić obroty w salonie.

Zwykle wszystko zaczyna się od bum. Wielkiego bum, mniejszego bum – wystarczająco dużego, żeby zabolało. Takiego, po którym nie ma żadnych wątpliwości, trzeba zebrać co się da i działać w nowej rzeczywistości.

A u nas zaczęło się od dziwnej nocy.

piórko - bthegreat.pl

Psy mają różne potrzeby. Od podrapania za uchem teraz, w tej chwili, co z tego, że masz spotkanie, nie, nie podejdę, sam sobie podejdź! Przez pustą miskę z wodą (znaczy bez wody) i ukochaną zabawkę, nawet jeśli niewiele z niej zostało, aż do preferencji miejsca spania. Z moich obserwacji wynika, że Bet kocha spać na łóżku.

Jednocześnie temat jest drażliwy, bo na łóżku w lecie może być trochę za ciepło i wtedy należy wczołgać się pod łóżko. W zimie temperatura już nie przeszkadza, ale za to obecni są inni wrogowie – ludzie. A konkretnie ich kończyny. Stopy.

Bo wiecie, nie przystoi psu być dotykanym przez jakieś nieowłosione kończyny, które jeszcze ruszają się w sposób nieprzewidywalny i potrafią wybudzić tuż przed złapaniem upragnionej piłeczki. Takich rzeczy się nie wybacza. Wtedy należy z oburzeniem wstać, zawarczeć najlepiej lub przynajmniej głośno westchnąć, a potem zejść z łóżka. I pójść spać w klatce, żeby móc potem męczyć argumentem, że nikt mnie nie kocha i zamykają mnie w klatce (otwartej rzecz jasna).

Jednak po kolejnym dobrym śnie i przewróceniu się z boku na bok powstaje kolejny problem. Tak – chciałoby się na łóżko. Należy wtedy komunikatem dźwiękowym poinformować o swojej niedoli, człowiek oburzony psa zawoła, ten podejdzie i na łóżko wskoczy.

A tej nocy tak nie było.

Wszystko szło zgodnie ze schematem, pies z ociąganiem wyszedł z klatki, a następnie zamiast na łóżko wskoczyć, zawisł pomiędzy. Dwie łapy tu, dwie łapy tam. W końcu się wgramolił.
Tej samej nocy, sytuacja się powtórzyła. Jak gdyby łóżko stało się barierą nie do pokonania, a jednak upragnionym wciąż obiektem. Pies został wwieziony ludzką windą, t.j. wniesiony.
I tak się właśnie zaczęło.

W ciągu weekendu Beethoven przestał być w stanie wskoczyć na łóżko, pojawiły się trudności z podnoszeniem się, a także z wchodzeniem po schodach. Obolałe wydawały się biodra i okolice kręgosłupa. W chodzie, jak już się podniósł i nikt nie wymagał od niego zmiany wysokości, poruszał się praktycznie bez zarzutu.
W głowie wiele ciemnych myśli, że oto lat ponad dziewięć i pies zaczyna się sypać. Jako że moja psychika nie potrafi udźwignąć zbyt wiele gdybania, w niedzielę został wykonany telefon do kliniki Multiwet „do kogo ja mam się w takiej sytuacji zapisać? USG? Ortopeda? Wizyta? Zabieg?” i dzięki pomocnym osobom po drugiej stronie już kolejnego dnia mieliśmy umówioną wizytę z lekarzem Andrzejem Iszczukiem.

piórko - bthegreat.pl

Dotarliśmy spóźnieni i zasługa nie należy się moim cechom charaktery czy też mózgowej biochemii, w jaką zostałam wyposażona, a godzinom szczytu i dojazdowi autobusem. Opóźnienie ponad pięćdziesiąt minut praktycznie w centrum miasta – sprawa niesamowita. Telefon z autobusu został wykonany i lekarz na nas poczekał, za co byłam i jestem niezmiernie wdzięczna – nie wiem jak zareagowałabym na informację, że jednak mamy przyjechać innego dnia.

Zestresowana pokazuję psa, na tyle że na pytanie o wagę odpowiadam „25 kg w kagańcu”, co myślę, że jest w sumie fantastyczną odpowiedzią, bo przecież należy brać poprawkę na wielokilogramowy kaganiec na pysku psa, nie? Nie? Nie mówcie mi, dajcie mi żyć w moim dziwnym świecie.

Wynik wizyty: pies podotykany od góry do dołu, spięte mięśnie przy kręgosłupie, spięte mięśnie biodrowo-lędźwiowe i pisk Beta przy badaniu lewego biodra. Dalsze działanie: rentgen stawów. Do tego przeciwzapalne, przeciwbólowe i kategoryczne ograniczenie ruchu. Tydzień przed świętami – wspominałam o tym detalu?
Zrobię tu małe wtrącenie, że ten etap już uważałam za cud – wizyta z dnia na dzień, która tak wiele nam powiedziała, bez czekania na nią nie wiadomo ile. I wiecie jak szybko udało się umówić na rentgen do tego samego lekarza? Dwa dni później. Bajka.

Pies na lekach czuje się dużo lepiej, ja spokojniejsza, ale czas na wyrok. Tym razem tramwajem, autobusom już nie ufam. W gabinecie znów pytanie o wagę, ale sam lekarz sobie przypomina, że przecież to ja, ta gwiazda od 25 kg w kagańcu i wszystko jest jasne, nie ma pytań.
Zaczyna się przygoda z najlepszym spankiem Beta od dawna. Również najdroższe narkotyki w mieście, ale jazda była po nich taka, że Bet rekomenduje 11/10, warto było. Sami zobaczcie na zdjęciach.

Wynik rentgenu najlepszy, jaki mogliśmy dostać.
Wszystkie stawy (bo dla pewności fotografowane były nie tylko biodra i kręgosłup, ale też całe tylne łapy i przednie, jak umawiać sesję fotograficzną, to szaleć, a co tam) czyste, kręgosłup też. Oczywiście na miarę tych dziewięciu lat, bo w biodrach trochę widać, że to już nie szczeniak, ale nie ma żadnych zmian, które mogłyby sprawiać ból. Czy nawet większy dyskomfort.

Diagnoza? Zapalenie mięśni biodrowo-lędźwiowych.
Dwa tygodnie ograniczenia ruchu i leków, a później rehabilitacja. Na tym etapie, spytani o miejsce zamieszkania (to kochane, że zostało nam polecone centrum rehabilitacji najbliżej nas i że mieszkam w takim mieście, w którym jest ten wybór!), dostajemy rekomendację: „Sprawna bestia„. Zanotowane.

piórko - bthegreat.pl

Stąd droga do „szybkiego” psa, obrotów i eleganckiej kurtki wydaje się już prosta, ale gdyby ktoś miał mózg bliżej normalnego, a nie mojego, to spokojnie, w skrócie omówię kolejne kroki.

Po pierwsze: święta w domu, dużo krótkich i spokojnych spacerów na smyczy, po jakimś czasie nawet dłuższych, ale bez harców.
Po drugie: na początku stycznia telefon do sprawnej bestii i pierwsza wizyta 16.01 żeby pokazać psa, zdjęcia rentgenowskie i omówić plan działania.
Po trzecie: w międzyczasie różne strategie wspierania psa, t.j. leki (zgodnie z zaleceniami), suplementy (które przyjmował wcześniej, ale przyjmuje nadal), wnoszenie pana hrabiego na łóżko (żeby nie wskakiwał), zwiększenie powierzchni antypoślizgowych lub minimalizujących ślizganie w mieszkaniu oraz oczywiście, kurtka, co by tyłek nie marzł na spacerach. Efekt ostatniej strategii pokazywałam już na facebooku i instagramie, ale proszę, tu jeszcze raz:

Od razu podkreślę, że jeśli ktoś w Warszawie chciałby zadbać o aparat ruchu swojego psa, to zdecydowanie polecam i klinikę Multiwet, i centrum rehabilitacji „Sprawna bestia„. Nawet o nietykalskiego psa, który wszystkie zabiegi przechodzi z lekką odrazą i w kagańcu, są w stanie świetnie zadbać.

U Beethovena stanęło na laseroterapii i terapii manualnej (czyli masażu). Póki co – zobaczymy co dalej.
Już po pierwszych laserach było znacznie lepiej, a po 5 sesjach i masażu pies porusza się ze znacznie zwiększoną sprawnością. Jako że laser nie jest w pełni bezpieczny dla oczu, na czas zabiegu wszystkie istoty posiadające oczy w pomieszczeniu (i będące na tyle duże żeby je zauważyć, wybaczcie małe bezkręgowce), zakładają okulary. Bet wyglądał w nich przeuroczo i jeśli to nie jest „szybki” pies w „szybkich” okularach, to się nie znacie.

Obecnie Bet jest na takim etapie sprawności, że zaczął wykonywać ćwiczenia w domu (żeby wzmocnić mięśnie wokół bioder i kręgosłupa), a także powoli wraca do biegania z człowiekiem (mną, bo miał zacząć z najwolniejszym ogniwem i jakoś tak w mojej rodzinie wyszło, że jestem to ja). Spacery w pełni dozwolone i rekomendowane, odradzane aportowanie i wszelkie nagłe starty i zwroty.

Dlatego szlajamy się po mieście, jeździmy błąkać się czasem po lesie, biegaliśmy dziś razem i naprawdę dobrze się bawimy.
To niesamowity przywilej móc pomóc swojemu psu, gdy tego potrzebuje. I móc widzieć efekty.

piórko - bthegreat.pl

Jest wiele przemyśleń, które napływają do mnie w związku z ostatnimi tygodniami.

Dzielny pacjent po wizycie 🙂

To, że dobrze jest mieć z kim pojechać na wizytę, nie znosić tego stresu samodzielnie.
Dobrze jest zarabiać, żeby mieć jak za to zapłacić, ale mieć też wyrozumiałego pracodawcę, gdy nagle nie wiem jak będą wyglądać najbliższe dni, bo umawiam rehabilitację psa.
Dobrze jest mieć ludzi, na których można polegać – każdy czasem potrzebuje wsparcia.
I dobrze jest mieć szczęście. Nie wszystkie diagnozy są tak naprawialne.

Dbajcie o siebie i swoje psy. Jeśli ktoś patrzy na Was krzywo, że Wasz pies ma robione badania i zabiegi, że przesadzacie, to oficjalnie macie moje pozwolenie, żeby wleciało jednym uchem i drugim wyleciało. Każdy zasługuje na życie bez bólu i dyskomfortu – na ile jest to możliwe. Jeśli po konsultacji z mądrzejszymi głowami (patrz lekarze i specjaliści) rekomendowane są zabiegi, procedury czy procesy to kiwamy grzecznie głową i robimy. Niezależnie od tego, co mogą sobie pomyśleć inni, u których najwyraźniej są pewne braki w empatii – czy to do Waszego psa, czy Was samych.
Bo doskonale wiem jak to jest utknąć w swojej głowie i martwić się chociażby psem. Wtedy to spotkanie ze specjalistą czy badanie jest jak koło ratunkowe – nie musisz się znać. To specjalista ma się znać. To jego odpowiedzialność.

I dbajmy o siebie tak, jak dbamy o swoich bliskich (niezależnie ile mają nóg czy łap). Najpierw maska sobie :))

A co do piesków „posportowych” i sportowych emerytur – jak to nam mądra lekarka w „Sprawnej bestii” powiedziała: „Z wiekiem psa jest coraz trudniej rozruszać. Wrogiem jest bezruch. A psom po sporcie jest jeszcze trudniej, gdy nagle tych aktywności zaczyna brakować” (parafrazuję).
Dlatego będziemy chodzić na spacery, kręcić obroty w salonie w ramach ćwiczeń i biegać, tak długo jak będziemy mogli. Cieszyć się życiem – czego chcieć więcej? A jak tylko mięśnie się trochę zregenerują, znów można pojechać w góry lub szukać innych ciekawych wędrówek.

Tyle ode mnie na dziś – podrapcie swoje psy za uchem ode mnie, jeśli możecie. To naprawdę niesamowite, że możemy dzielić z nimi naszą codzienność.

O tym jak Bet został szybkim psem
Przewiń na górę