…a nie maszyną do osiągania Twoich celów.
Aktualnie jest jeden wielki wysyp szczeniaków, szczególnie wśród borderów. Także na ulicy często spotykam świeżo upieczonych właścicieli, nieraz jednego po drugim. I nie uważam, że to coś złego.
Złe jest podejście niektórych ludzi, a właśnie o tym chcę opowiedzieć w tym wpisie.
Wiele rzeczy zepsułam na początku powstawania naszej relacji z Beethovenem, ale z jednego jestem dumna. Mój szczeniak miał normalne życie.
Gdy puchata kulka trafiła do mnie, pojechałam z tatą i bratem do Ani Radomskiej i te słowa pamiętam do dziś: „Pozwól szczeniakowi mieć dzieciństwo. Na sport i treningi będzie jeszcze czas.” Niby takie oczywiste, a powinno się drukować na smyczach. Chociaż może tatuaż na dłoni przewodnika byłby lepszy…
Moim celem nie jest obrażanie kogokolwiek, bo nie, sadystką nie jestem i tego typu sytuacje zupełnie nie dają mi satysfakcji. Chciałabym nie musieć się złościć i pisać takich wpisów, ale niestety. Co się stało, to się nie odstanie.
Może niektórzy przemyślą swoje zachowanie jeszcze raz i w porę się zreflektują. I nie, nie zadawajcie pytań publicznie czy też w wiadomościach przez kogo ten tekst powstał. Nie powiem, te osoby same się domyślą.
Jeszcze jedno – nie jestem święta. W przeszłości zdarzały się momenty, w których to moja ambicja kierowała mną, a nie na odwrót. Jest przydatna, daje kopa do działania, ale zbudowana na niej relacja nigdy nie będzie silna i pełna zaufania. Po prostu.
Część wpisów piszę też po części dla siebie, bo lubię później do nich wracać i przypominać sobie, że miewam sporadycznie przebłyski geniuszu. Nieraz jest tak, że chcę o czymś napisać, po czym przeglądając archiwa okazuje się, że… zdublowałabym samą siebie.
Szczeniak jest jak kawałek gliny. Miękki, dość ciepły i bardzo, bardzo podatny na modulowanie. Oczywiście należy z tego korzystać i pokazywać mu świat, zaznajamiać z potencjalnie trudnymi dla niego sytuacjami. Jednak nie oznacza to, że bombardowanie go kolejnymi sztuczkami, ludźmi, psami i wymaganiami to dobry pomysł.
Pozwólmy szczeniakowi być szczeniakiem. Czyli co tak dokładnie?
Niech pobiega sobie beztrosko po łączce lub wybiegu i włoży swój wszędobylski nos w liście. Niech dostaje dużo pozytywnych bodźców od otoczenia, jak szczęśliwy przewodnik i miłe pieski, bo dzięki temu w przyszłości może być mu łatwiej. Niech czasem sobie radośnie pobryka, biega bez smyczy – w końcu ten okres to idealny moment na naukę przywołania.
Zwierzak to nie maszyna. Im wcześniej to zauważymy, tym mniej szkody wyrządzimy relacji z naszym czworonogiem.
Z drugiej strony, od pierwszych dni warto pokazywać jak świetnymi ziomkami jesteśmy my, właściciele. Dużo zabawy, smakołyków i radości sprawi, że będziemy dla malucha najważniejsi, a przynajmniej nasze szanse w walce z interesującym otoczeniem będą większe.
Drugą niepokojącą mnie tendencją jest przechwalanie się i porównywanie się między sobą. Ostatnio dyskutowałam na ten temat w klasie, bo przecież chęć bycia lepszym od innych nas motywuje. Tylko jest jeden problem.
Jeśli jedynym co popycha cię do przodu jest chęć przewyższenia innych, jest źle. Spełnianie celów tak powstałych nie będzie dawało takiej satysfakcji, bo przez całe swoje życie będziesz natrafiać na „lepszych” od siebie. W dowolnej dziedzinie.
„Jedyną osobą, do której powinieneś się porównywać jesteś Ty z przeszłości.”
Zapewne ktoś bardzo mądry. Tyle wiem.
„Mój szczeniak ma 10 tygodni i odwołuje się od wszystkiego!”
„W wieku 9 tygodni to on już zostawał sam w domu na 8 godzin!”
„Co Ty wiesz, mój po dwóch dniach u mnie umiał już siadać, leżeć i aportować!”
Naprawdę? Tym jesteśmy? Świeżo upieczonymi właścicielami z kompleksami tak dużymi, że samoocenę podnosimy sobie poprzez udowadnianie wyższości swojego psa?
Z jednej strony jestem w takich momentach zła, a z drugiej przepełniam się smutkiem. Współczuję osobie, która musi się uciekać do takich zagrań, żeby czuć się dobrze sama ze sobą. Od razu kojarzy mi się to z niedojrzałymi matkami (nie oznacza to, że są niepełnoletnie! Znam niejedną nastolatkę, która odpowiedzialnością bije na głowę niejednego dorosłego…), które dowartościowują się osiągnięciami swoich niczemu winnych dzieci.
Co w tym złego? Wszystko.
W przypadku dziecka konsekwencje są przerażające. Od kłopotów z rówieśnikami, aż po depresję. Gdy mówimy o naszych radosnych kulkach futra na czterech łapach, sytuacja na szczęście powinna być mniej tragiczna w skutkach.
Kładzenie zbyt dużej presji owocuje pozbywaniem się tych emocji przez psa w nie do końca lubianych przez nas sytuacjach. Uczenie coraz to nowych rzeczy sprawia, że często gubimy szczegóły lub całkowicie zniechęcamy czworonoga do tych ćwiczeń. Ostatecznie cierpi nasza relacja, bo jak można żyć normalnie z kimś, kto widzi w tobie jedynie środek do celu?
Jak możecie się domyśleć, nie są to jedyne konsekwencje. Jest ich całe spektrum, ale pozwolę Waszym mózgom chwilę pogłówkować. Kto wie, może dzięki temu dojdziecie do wniosku, że jest coś, co możecie poprawić w swojej relacji z psem?
Pomysł na ten wpis zrodził się, kiedy po raz to kolejny słyszałam o sytuacji wywyższania się, bo „mój pies jest lepszy”. Dotyczyło to głównie szczeniaków, które i tak się od siebie niesamowicie różnią, ale najwyraźniej nie jest to przeszkodą do porównywania ich ze sobą.
Takie sytuacje były, są i zapewne będą mieć miejsce. Mimo wszystko mam nadzieję, że za czas jakiś jednostki wadliwe będą otoczone dobrymi ludźmi, którzy zdławią problem w zarodku.
Nie bójmy się dzielić swoją wiedzą i doświadczeniem. Jednak róbmy to tak, aby druga strona nie zamknęła się w sobie wystawiając kolce.
Subtelnie.