Biały wilczur, smycz od Warsaw Dog i nieco odwagi

Kolejny spacer zapowiadał się normalnie. Z resztą, przez większość czasu nie wydarzyło się nic dziwnego. Dopiero kilkanaście metrów od furtki, tuż przed przejściem dla pieszych, zobaczyłam otwierającą się bramę i wybiegającego białego wilczura. Zabawa się zaczęła.

Najważniejsze jest w tym momencie wyobrażenie sobie sytuacji. Idę z Beethovenem, widząc wilczura nie przechodzę przez przejście, tylko odchodzę nieco w bok. Po drugiej stronie stoi moja mama, która szybko odcina psu drogę  przyczepką. Wilczur jednak nie boi się niczego, więc zamiast zawrócić w kierunku swojego gospodarstwa, nieco zmienia kurs i w te pędy wbiega na krajówkę.

Pisk opon, gwałtowne hamowanie, biała smuga –  to wszystko przewija mi się przed oczami, jednak po chwili wypuszczam powietrze z ulgą. Nikt nie jest poszkodowany, miniaturka białego owczarka szwajcarskiego węszy po naszej stronie drogi. Szybko rozglądam się w około – i co widzę?

Kobieta, najprawdopodobniej właścicielka, stoi i woła psa. Spośród gromadki dzieci wybrzmiewa pytanie: „A co jeśli wpadnie pod samochód?!”. Potem pada odpowiedź, powtórzona kilkukrotnie: „A niech wpada!”

Przykre, prawda?

Ja nie zamierzałam pozwolić na czyjąkolwiek śmierć, więc prędko zawołałam brata, kazałam przytrzymać Beethovena za obrożę i ze smyczą Warsaw Doga ruszyłam w kierunku puchatego psa.

Na szczęście Biały (imię wywnioskowałam z licznych okrzyków) był dosyć pozytywnie nastawiony do mojej osoby, więc wystarczyło że kucnęłam niedaleko i zaczęłam do niego mówić. Po upewnieniu się, że mnie nie zaatakuje (ani się nie przestraszy), zaczęłam się podnosić i ostrożnie zarzuciłam mu smycz na szyję. Sprawdziłam szybko czy mi się nie wykręci i przeprowadziłam go przez ulicę.

Dochodząc do bramy gospodarstwa, przekazałam psa w ręce właścicielki nie usłyszałam żadnego „Dziękuję”. Ba, nawet jedno słowo nie padło w moim kierunku. Na szczęście zobaczyłam spojrzenia mojej rodziny, więc byłam ukontentowana.

Wpis nie powstał po to, abym mogła się chwalić, czy popisywać swoją odwagą. Moim celem było pokazanie dwóch rzeczy:

⇒ Nie bój się pomagać. Niezależnie od tego jak bardzo źle wygląda sytuacja, może się okazać że to tylko pozory. Zachowajmy rozsądek, jednak warto czasem wyjść ze swojej strefy komfortu i komuś pomóc. Dodatkowo satysfakcja po zrobieniu dobrego uczynku jest nie do opisania.

⇒ Różnica w mentalności ludzi jest ogromna. Nie wymagam aby każdy traktował psa tak jak ja, ale każda istota zasługuje na życie. Zwierzęce, ludzkie – wszystkie zamierzam chronić.

Biały wilczur, smycz od Warsaw Dog i nieco odwagi
Przewiń na górę