Każdy z nas ma w głowie obrazek, kiedy to siedzi pod kocykiem na kanapie, czyta książkę, a w nogach leży kudłaty psiak. Pewnie części z Was takie sytuacje udało się przeżyć, ale co, gdy przychodzi do naszego domu czworonóg i okazuje się, że pies nie lubi przytulania?
Witajcie w mojej bajce o niedotykalskim szczeniaku, relacji z człowiekiem i przestrzeni.
Szczeniak i niewiedza moja
Beethoven szczeniakiem łatwym nie był. Wynikało to głównie z jego strachliwości i przekształcania tego strachu w bronienie zasobów. Jak teraz o tym myślę, to nie jest to nic okropnego lub nie do wypracowania, ale w tamtym momencie zupełnie mnie to przerosło.
Nie wiedziałam, że psa należy uczyć, że dotyk jest w porządku. Że nic mu nie zrobię, że chcę mu sprawić przyjemność. Nie wiedziałam, że psy nie mają tego w pakiecie – a przynajmniej nie zawsze.
Nietypowy schemat dyskomfortu
Beethoven zasnął mi kiedyś na kolanach, czasem dał się wziąć na ręce, z głaskaniem się oswoił. Nie szukał kontaktu – czasem podsuwał łeb, żeby go głaskać, ale czuł się niekomfortowo, więc zaczynał burczeć. Z pozoru abstrakcyjna sytuacja jest dość logiczna, jeśli rozbierzemy ją na czynniki pierwsze:
- Pies chce kontaktu albo zachęciliśmy go na tyle, że rzeczywiście do nas podchodzi.
- Po kilkunastu sekundach pies ma powoli dość, zaczyna czuć się niekomfortowo. Słychać jakieś burczenie, może warkot, może pokazuje zęby.
- Jednocześnie nie umie sobie poradzić z tą sytuacją sam, więc nie umie odejść od człowieka. Tkwi w niekomfortowym położeniu i musi liczyć na to, że człowiek zrozumie i odejdzie, odsunie się, lub da przestrzeń psu. Czasem działało nawet zwrócenie uwagi psa na siebie i potem pokazanie palcem jakiegoś innego miejsca, w którym mógłby się położyć.
Beethoven wciąż potrafi się tak zachować, kiedy balansuje na tej granicy dyskomfortu i chęci do bycia z człowiekiem. Niby pies nie lubi przytulania, a jednak kontaktu potrzebuje. Trudna sytuacja.
Z czasem okazało się, że Bet ma na tyle dużą potrzebę samodzielności, przestrzeni i w pewien sposób izolacji, że reagował agresywnie na próby przekroczenia tej granicy. Teraz wiem, że ma prawo mieć swoją przestrzeń, ale wtedy było to dla mnie coś nowego i strasznego. Bo w końcu chciałam go tylko pogłaskać lub pozwolić osobie znajomej na podrapanie go za uszkiem. A w zamian dostałam tylko zęby, zjeżonego i zaniepokojonego psa.
Z czasem się przyzwyczaiłam. Ostrzegałam gości, żeby nie podchodzili do psa, nie wyciągali rąk. Ignorowali. Tłumaczyłam, że pies nie lubi przytulania dzieciom. Nauczyłam się, że nie mogę podchodzić do każdego psa na ulicy i że nie chcę, żeby oni podchodzili do nas. Nauczyłam się, że psy są różne. Jednak wciąż był we mnie taki smutek, że do Beta się nie przytulę. Nie obejmę.
O relacji z psem pisałam. Próbowałam ją rozgryźć, rozłożyć na czynniki pierwsze. Wychodziło różnie. Tutaj podrzucę Wam trzy wpisy, które jakoś poruszają temat emocjonalnej mnie do końca wiedzącej jak się z psem dogadać.
Zmiany i postępy
Zmiana przychodziła małymi krokami.
Wszystko opierało sie na tym, że ja poukładałam sobie w głowie i przestałam na siłę naprawiać naszą relację. Dałam psu przestrzeń i starałam się każdego dnia pokazywać, że ode mnie przychodzą te dobre rzeczy, emocje – nie te złe. A nie było to oczywiste, bo przez pierwsze lata wiele było we mnie frustracji, złości, presji i wymagań. Jak możecie się domyślić, Beethoven tego nie rozumiał. I dobrze. Dzięki temu miałam jakiś powód, żeby się otrząsnąć.
Najpierw zaczęło się od leżenia. Coraz więcej było go w moim pokoju. Podczas lekcji online lubił położyć się pod moimi nogami. Kiedy pracowałam, kładł się na łóżku. Czułam, że jest mu dobrze.
W codziennym życiu i pracy zobaczyłam, że jakby więcej macha ogonem. Cieszy się szczerze i całym sobą.
Wobec psów stał się bardziej otwarty, mniej było w nim napięcia.
I wtedy zaczęło się spanie ze mną.
Przychodził wieczorem i kładł się w nogach. Rano, gdy budziłam się, lizał mnie po twarzy i wskakiwał na łóżko, układając się obok mojej klatki piersiowej.
Było go wokół mnie coraz więcej.
Czasem, kiedy leży na łóżku, kładę się obok niego. Czuję, ze na początku jest zdziwiony, ale potem idzie spać dalej.
Tylko zdarza się, że ląduje z łapa lub ogonem na twarzy.
Akceptacja inności
Niektóre psy są bardziej dotykalskie od innych. Nie zmienisz charakteru o 180°, to tak nie działa. Ale za to możesz dać psu przestrzeń, akceptację i czas. Cierpliwie czekając można dojść do fascynujących obserwacji i sytuacji, których nie da się uzyskać na skróty. O akceptacji i nie tylko pisała ostatnio Jagna we wpisie.
Beethoven wciąż nie jest psem, którego wezmę na ręce dla jego przyjemności. Nie uścisnę go mocno. Obcy nie pogłaszcze go po pysku.
Ale widzę, że czuje się lepiej. Coraz częściej podchodzi do osób widzianych wcześniej z machających ogonem. Oczywiście one nie głaszczą go w odpowiedzi, bo to tylko by go wystraszyło, ale za to spojrzą na niego i powiedzą miłe słowo lub dwa.
Akceptujcie swoje psy takimi, jakimi są. A wtedy może się okazać, że zdanie „pies nie lubi przytulania” przestanie się odnosić do Waszego czworonoga. Jednak jeśli wciąż będzie prawdziwe, Wy odzyskacie spokój i będziecie mogli cieszyć się z każdej chwili spędzonej z futrzakiem.
I tego Wam wszystkim życzę.