Moja współpraca ze sklepem Fera.pl trwa od kiedy pamiętam. Mam nadzieję, że prędko się nie skończy, bo lubię Natalię i w wielu rzeczach dzielimy podobne opinie. Tym razem w nasze skromne progi trafiły smakołyki. Nowość na rynku – Snack&Roll.
Zacznijmy od tego, że zostałam obdarowana 7 opakowaniami. Siedmioma! Każde z nich zawierało zupełnie inny rodzaj przysmaków, od pasków przez filety do poskręcanych twistów. Były to kolejno:
– SNACK & ROLL Pork Strips
– SNACK & ROLL Lamb Strips
– SNACK & ROLL Chicken Strips
– SNACK & ROLL Duck Strips
– SNACK & ROLL Chicken Wrap Munchy
– SNACK & ROLL Chicken Breast Fillet
– SNACK & ROLL Chicken and Fish Twists
Jako pierwsze, otworzyłam paski wieprzowe, jako że zawsze wydawało mi się, że po wołowinie to właśnie to mięcho Bet lubi najbardziej.
Kurde, jakbym była w jego głowie. Przecież gdybym mu postawiła siedem misek pełnych mięsa to zjadłby najpierw… to najbliżej. A nie biegałby od jednej do drugiej próbując po kęsie, żeby później zrobić mądrą minę i wrócić do wołowiny.
No ale już dobrze, odpakowałam rzeczywiście ten rodzaj jako pierwszy, nie pytajcie o powody, tak się stało. Po prostu.
Niestety, Pan Najwrażliwsze i Najwybredniejsze Podniebienie Świata stwierdził, że nie jest przekonany.
Nieprzekonana to ja mogę być do liczby szarych komórek w jego podobno istniejącym mózgu, a nie do smakołyków. Sama ich nazwa oznacza, że smakuje. Szkoda, że nikt Beta o tym nie poinformował.
Na szczęście po jakimś czasie wróciły do łask (bo przecież nie mogą się zmarnować, ale jak lekko obeschną w saszetce to w sumie nic się nie stanie, prawda) i były chętnie zjadane.
Jak się okazało, w Beethovenie obudził się jakiś zepsuty pies dowodny.
Dowodny, bo one aportują kaczki i inne ptactwo wodne.
Zepsuty, bo nie aportował, tylko pochłaniał kolejne porcje przysmaków z nich zrobione.
Muszę przyznać, że ich skład jest prosty, co zdecydowanie traktuję jako zaletę. Sami spójrzcie:
Wieprzowina (70%), produkty pochodzenia roślinnego, skrobia ziemniaczana, sorbitol
Skład żywcem wyjęty ze strony fera.pl
Co do sorbitolu, to powszechnie wiadomo, że nie truje, tylko pomaga w przechowywaniu przysmaków, zatrzymuje wilgotność i inne takie – w tym tekście napisałam o nim nieco więcej.
Skoro skład jest tak dobry (nie chodzi mi o smak, którego nie sprawdzałam na sobie – nie mam takich fetyszy), to nadal nie do końca rozumiem uprzedzenie Beta do tych konkretnych smakołyków. Naprawdę, to że ktoś jest zrobiony z krowy, nie oznacza, że trzeba go wykluczać.
A tyle się dzisiaj mówi o tolerancji i akceptacji.
Na szczęście z odsieczą przybyły paski z jagnięciny. Tak nawiasem mówiąc, myślę, że na palcach jednej dłoni mogę policzyć posiłki przeze mnie zjedzone, które zawierały ten rodzaj mięsa – mój pies ma ewidentnie za dobrze w życiu, ale to już zauważyłam jakiś czas temu. Wracając do smakołyków, ten rodzaj Bet pochłaniał jak głupi. Naprawdę czasem nie wiem o co mu chodzi.
Do kurczaka i kaczki pałał miłością normalną, przewidywalną.
Opakowaniom przyjrzałam się dość dokładnie i bardzo mi się podobają pod kątem estetycznym (projekt, kolory), ale też funkcjonalnym – zapięcie strunowe. Kiedyś pisząc jakąś recenzję, nie mogłam sobie przypomnieć jak się ten typ zamknięcia nazywał i napisałam: „taki klik-klik, pstryk-pstryk”. Moja kreatywność jak widać nie zna granic.
Prócz pasków, o których wspominałam przed chwilą, dotarły do nas trzy paczki innego rodzaju smakołyków. Filet filecikiem – prezentuje się jak nieprzycięty kawałek, który później stałby się paskiem.
Co do tych patyków czy owijanych kosteczek – z reguły bywałam sceptyczna, bo nie mam zaufania do tych twardych części.
Jednak kiedy zobaczyłam, że pies wcina, a przy tym się nie dławi i nie krztusi, to przypięłam opakowaniu wyimaginowany order „bezpieczne dla czworonogów” i zaczęłam używać na co dzień.
Jeśli chodzi o zawijasy kurczakowo-rybne, to jest to chyba ukochany przysmak Beta. Wciągał w trzy sekundy, chętnie pracował przy ich użyciu na dworze.
Wszystkie rodzaje nie brudzą rączek ani się nie kruszą – muszę przyznać, że przy pracy, gdzie dużo nagradzam, takie pozornie niewinne resztki na dłoni stają się skorupą nie do zdarcia. Lepszej zaprawy niż psia ślina nie znam.
Mam jedno zażalenie, ale kieruję je do praktycznie wszystkich producentów smakołyków.
Rozumiem, że jako próbka, siedemdziesiąt gram to idealna porcja. Ale na co dzień? W efekcie mam mnóstwo plastiku, z którym nie za bardzo wiem co zrobić, a same przysmaki zostały pożarte w kilka treningów.
W takim momencie chwalę sobie najzwyklejszego, osiedlowego zoologa i smakołyki na wagę. Less-waste i taniej.
Po otwarciu smakołyków powinno się je zużyć w ciągu 30 dni, więc żeby żaden mi się nie zawieruszył, wpakowałam je razem z magicznym kwadracikiem o nazwie „Pochłaniacz tlenu”.
Dobra, nie będę Wam ściemniać – moim zdaniem dużo estetyczniej i ładniej przysmaki prezentują się w szkle. I przy okazji, szczelnie zamknięte, nie wydzielają nieprzyjemnych aromatów!
Osiemset słów, kilka ładnych zdjęć, morze ironii i recenzja napisana. Fera.pl – nie bierzcie tego do siebie, że nagle tyle sarkazmu się ze mnie wylało. Będąc chora mam nieco zaburzone funkcje życiowe i skutkiem ubocznym mogą być właśnie takie dysproporcje w zachowaniu.
Smakołyki polecamy, tylko prosimy o większe opakowania. Oby nasze prośby zostały wysłuchane 😉
Chociażby kiedyś…