Spodobało mi się! Dlatego wrzucam tu kolejny trening – opis nie będzie tak szczegółowy, bo nie czuję takiej potrzeby. Filmik jest dłuższy i prócz tego, że muszę zacząć nastawiać minutnik na te treningi, jestem zachwycona. Naprawdę dobrze nam poszło! Ale dla równowagi, wrzucam też drugą sesję tego treningu, która jest jednym wielkim bałaganem i bezsensem. Wyjaśnię!
Szybkie wprowadzenie – w poprzednim wpisie opisałam dokładnie, jak czytać/oglądać te moje treningowe zapiski, więc podrzucę tu tylko link i zachęcam do zapoznania się z nim 😉
Tak jak ostatnio, filmik możecie otworzyć sobie w osobnym oknie poprzez YouTube. Poniżej link do nagrania.
Tym razem nie będzie filmiku w treści, bo laptop wraz z WordPressem się na mnie obrażają i dźwięk uparcie rozjeżdża się z obrazem. Mam nadzieję, że YT wystarczy!
Zaczynamy
Na start kilka obrotów i slalom między nogami, prawie że już rytuał. Znikam z kadru, to też już za moment będzie tradycja. Mówię Wam, niełatwa to rzecz, żeby podczas trenowania z psem myśleć jeszcze o tym, jak szeroki obiektyw ma telefon.
Jakieś tam delikatne floatery, dużo nagradzania – zakodowałam sobie to w głowie po poprzednim treningu, że psu należy się zapłata za tę nie zawsze łatwą robotę. Pieseł pięknie puszcza, współpracuje, reaguje na moje komendy. Pojawia się zarówno puszczanie na odległość („next”), jak i puszczanie samego dysku do ręki („puść”).
Po dłuższym szarpaniu (0:50) lekko się zacina. Wymagam od niego puszczenia dysku, który ja trzymam w dłoni, czyli de facto oddania do ręki. Żuje dysk, myśli i w końcu wypluwa. W nagrodę natychmiast floater, ale coś mi nie idzie i Bet nie łapie dysku (takiego chybotliwego też bym nie łapała).
1:00
Nagrodzony szarpaniem zostaje na chwilę zostawiony samemu sobie – dałam mu wygrać dysk, a sama idę po drugi, porzucony gdzieś wśród traw. Mówię „next” i piękna sytuacja, puszcza natychmiast! Należą mu się oklaski, bo wcześniej bawił się ze mną tym dyskiem przynajmniej 20 sekund, zostawiłam go z tym też dyskiem samego, a i tak skłonny był go wypluć. Został nagrodzony szarpaniem i rzutem. Powrót i szarpanie – mówię Wam, to był trening szarpania i nagradzania dzielnego psa.
Po chwili znów daję Beethovenowi wygrać i sięgam po dysk na ziemi. Bet, podekscytowany, doskoczył do tego dysku, ale nie próbował go podnieść. A uwierzcie, że on śmiało zmieści w pysku dwa lub trzy 😉 I tu się dzieje coś ciekawego – mówię „next” i pięknie puszcza pierwszy, ale od razu, raptownie, rzucił się na drugi dysk, więc zabrałam dysk do siebie, i gdy się obrócił, dopiero padło „catch”. Chcę z czasem do tego dojść, że „next” to myśl o drugim dysku, niekoniecznie wyrywaj mi go z ręki, ale muszę się zastanowić jakie są dokładne kryteria. Żeby nie mieszać psu w głowie 😉
Później znów szarpanie, nagradzanie rzutami – mówiłam, tu jest dużo nagradzania!
2:00
Rzut, powrót, puszczanie do ręki, puszczanie dysku na wymianę, wszystko idzie płynnie i przyjemnie. Dumna jestem z nas, pieseł pięknie współpracował, ja myślałam i nagradzałam, naprawdę jestem zachwycona!
Na filmie w 2:34 dzieje się znów coś ciekawego – Beethoven entuzjastycznie do mnie wrócił z dyskiem, a ja chciałam od razu przejść na drugi, więc padło „next”. Na tyle się pies rozpędził, że zatrzymał się niecały metr ode mnie, ale i tak puścił, wręcz wypluł ten dysk pod siebie, żeby chwycić drugi. To nie są proste rzeczy! Musiałam to zauważyć, bo potem znów było szarpanie. Potem dzieją się kolejne rzeczy, rzuty, puszczanie, wszystko idzie jak po maśle.
3:00
No cóż, rzut ten był wybitnie nieładny, Bet nie miał szans go dogonić. Ale dzielnie wrócił machając ogonem, poszarpał się ze mną i pięknie dalej pracował. Wprowadziłam pewne urozmaicenie, czyli szarpałam się z nim, dałam mu wygrać, po czym poprosiłam go o obrót z dyskiem w pysku, o przejście między nogami. Pięknie dał sobie z tym radę, więc chwilę się tak pobawiliśmy.
Około 3:30 proszę Beta o puszczenie dysku do ręki i nieco się zawiesza. Ma prawo, już ponad trzy minuty trwa ta sesja, może być zmęczony. Nagradzam każde, nawet subtelne poluzowanie chwytu i gdy już puści, dostaje rzut i szarpanie. Jakby to nie był wystarczający sygnał, że Bet się zmęczył, to po chwili się wyłącza – czyli odbiega ode mnie z dyskiem. Zauważam to, ale mimo wszystko zachęcam go do powrotu do mnie. Wtedy chwilę się z nim szarpię i kończę sesję.
Czyż to nie było wspaniałe?
Obiecana wtopa
No, jako że mój mózg po takiej udanej sesji zaczął chyba szwankować, to wpadłam na pomysł kolejnej sesji (czyli tamte 4 minuty, potem przerwa kilku minut i znów praca z psem). Tylko że nie wzięłam pod uwagę zmęczenia psa i przez kilka minut nagrywane jest moje nieogarnięcie, że pies jest zmęczony i pracować wcale nie chce. Na szczęście nie robię żadnych głupot (jak złoszczenie się na niego), ale zdecydowanie szkoda było zachodu, bo od samego początku Bet żadnej aktywności już nie chciał. Kiedy znikam z kadru, idę do psa, który leży na trawie z dyskiem i nie chce nigdzie się ruszać. Słychać moje energiczne zachęty. Nie róbcie tego w domu, nie powtarzajcie moich błędów, patrzcie na swojego psa. No, ale przynajmniej (mam nadzieję) już nigdy tak nie zrobię!
Załączam niżej filmik, również na YT, bo po prostu WordPress nie współpracuje – albo raczej mój laptop. No cóż, podpisałam ten filmik znacząco, mam nadzieję, że nikt tego nie zrobi, nie powieli.
To wszystko. Śmiało komentujcie, dyskutujcie, udostępniajcie i wyciągajcie wnioski. Gdybym robiła to dla siebie, to po prostu obejrzałabym filmik jeszcze ze trzy razy – a tak i Wy możecie skorzystać.