Dogfrisbee – trening 31.03.2021

trening dogfrisbee - dogfrisbee training - bthegreat.pl

Nigdy wcześniej tego nie robiłam, nie wrzucałam filmików z treningów dogfrisbee, a właściwie jakichkolwiek na bloga. Ale, właściwie czemu nie? Zorientowałam się, że na Instagramie nie starczy mi miejsca, na Facebooku będzie niewygodnie i ciasno… Z pomocą przyszedł blog.

Może komuś taka analiza krok po kroku codziennego treningu w czymś pomoże, rozjaśni lub zainteresuje samym sportem, którym jest dogfrisbee.

piórko - bthegreat.pl

Wprowadzenie

Najpierw wyjaśnijmy sobie kilka rzeczy.

Beethoven ma pięć lat, jest psem przebadanym (zdrowym), a dyski po raz pierwszy widział jeszcze w pierwszym roku życia. Zrobiłam dziesiątki błędów w pracy z nim, wkładałam w treningi dogfrisbee znacznie za dużo presji i ambicji. Nie róbcie tak. Pamiętajcie, że praca z psem może być zabawą, a nawet powinna być. Z resztą, prawdziwe szczęście będzie dość dobrze widoczne w filmiku poniżej.

Jak oglądać i czytać?

Niżej załączony jest filmik, ale jeśli nie macie możliwości włączenia obrazu w obrazie (część telefonów tak może, jak i laptopów), podrzucam link do nagrania na YouTubie. Co to się stało, że nawet na YT zaczynam się udzielać…

Trening dogfrisbee 31.03.2021 na moim kanale.

Na moim kanale. Jak to brzmi! Jeszcze chwila i się w videobloggerkę przepoczwarzę. Można sobie najpierw obejrzeć, potem czytać, albo otworzyć w zakładce obok i na bieżąco porównywać. Ja tak właśnie zrobiłam, działając na dwóch oknach na raz.

Kontekst + rozgrzewka

Beethoven miał przerwę w treningach dogfrisbee ze względu na moje samopoczucie i kwarantannę, więc nie chciałam robić nic wymagającego. Plan był jasny: ćwiczymy puszczanie dysków na odległość. Sytuacja, w której pies ma jeden dysk, a ma go puścić, żeby chwycić następny różni się znacznie od „klasycznego” puszczania. Bet ma z tym problemy nie od dziś, ale to historia na inny dzień.

Szliśmy do tego miejsca około 15 minut, co daje dobry wstęp do rozgrzewki psa. Spokojny inochód i kłus, węszenie. Później miał kilka minut biegania luzem z nagłymi zwrotami (chociażby przywołanie). Następnie rozłożyłam się na trawniku, napił się wody i na rozruszanie ostateczne zrobił kilka obrotów. Dziś miało być bez szaleństw, więc taką rozgrzewkę uznałam za wystarczającą.

Lecimy z tym treningiem dogfrisbee

Jakość nagrania gwarantowana przez ajfonowski obiektyw i moje umiejętności ustawiania telefonu na ziemi (trudna to sprawa, naprawdę!).

Początek

Znikam z kadru, bo ajfon nie ma szerokiego obiektywu i po prostu nie wyliczyłam gdzie mam być. Beethoven jest podekscytowany widokiem dysków, więc na start kilka obrotów i slalom między nogami, żeby najpierw te emocje wyżył w ruchu, a dopiero potem gryząc dysk. W dogfrisbee emocje zwykle są dość wysokie, dlatego najpierw niech ta energia pójdzie w łapy.

0:30

Pierwszy rzut – delikatny floater (frisbee ma za zadanie zawisnąć w powietrzu, nie jest to rzut de facto), niech sobie Bet przypomni, że ma cztery łapy i jak ich używać.
Pada komenda „next” na puszczenie dysku i chwyt kolejnego – dzięki temu, że dopiero zaczęliśmy, wykonanie perfekcyjne. Nie zdążył się jeszcze nakręcić ani przywiązać do któregoś dysku (bo np. tym się szarpaliśmy), stąd wszystko idzie jak po maśle. W nagrodę szarpanie. Pada „omiń”, Bet się nie kłóci, puszcza dysk i omija mnie, leci po backhand w nagrodę – tak, prosty rzut jest dla doświadczonego psa wzmocnieniem.

Wraca z dyskiem, ja w międzyczasie podnoszę drugi. Beethoven bez żadnej wskazówki słownej wypluwa frisbee z pyska – tu powinnam zrobić imprezę, zacząć się szarpać, ale pewnie przez zaaferowanie po prostu rzucam „omiń” i leci kolejny dysk.

Prawdopodobnie z braku nagrody wynika to, co dzieje się później. Beethoven wraca do mnie z dyskiem, a ja z jakiegoś powodu mówię „uwaga”. Może, żeby go nakręcić? Bogowie jedni wiedzą, bo zamiast tego Bet zatrzymuje się przy mnie z dyskiem w pysku, mówię „next” i następuje zawieszenie psa. To dla niego charakterystyczne, to zachowanie właśnie próbujemy naprostować, zmienić.

Proszę go o cofnięcie się – może lepiej byłoby się samej cofnąć? Nie jestem pewna. Widzę, że w tej sytuacji pies nie czuje się wybornie komfortowo, więc zmieniam pozycję do znanej mu z kontekstu „wypluj dysk, a będzie zabawa”. Po raz drugi pada komenda „next”, staram się, żeby słowo było jak najbardziej energiczne i pozytywne. Pies stoi. Reakcji brak przez kolejne kilkanaście sekund, ale ja presji nie wywieram, czekam.

1:00

W pewnym momencie wypuszcza dysk, ale po to, by poprawić chwyt i nieco się przesunąć. Nie zdążam nagrodzić, ale to dobrze wróży, jakiś ruch wykonał. Czekam dalej. Bet wpatruje się w dysk, ale nagle odwraca głowę i spuszcza uszy – sygnał, że sytuacja go przerasta i za chwilę sam z niej wyjdzie, położy się i wyłączy z pracy.

Łapię ten moment i pomagam – znów używam słowa „uwaga”, zwracając na siebie, nomen omen, jego uwagę. Muszę się zastanowić co to słowo ma oznaczać, bo tak wprowadzam tylko mętlik komunikacyjny. Widzę po Becie, że jest na granicy, więc wykonuję dynamiczny ruch dyskiem i mówię „catch” (komenda na złapanie). Bet dzielnie wypluwa dysk i chwyta drugi, mimo że komenda nie pada („next”). Nie użyłam jej, bo spodziewałam się, że wtedy mogłoby go to przerosnąć i pies by się wyłączył.

W nagrodę szarpanie i backhand. Chwalę go słownie w trakcie.
Jako, że się finalnie odblokował w poprzedniej sytuacji, a to dla niego moment przełomowy (gdy raz się zatnie i uda nam się z tego wybrnąć, to później działa już płynnie 😉 ), to gdy pada kolejne „next”, problemów nie ma. Znów moje gapiostwo, bo szczerze mówiąc powinnam była zrobić imprezę, a był od razu rzut. Myślę, że szarpanie najpierw było by lepsze.

1:30

Rzut mój wybitnie niestabilny, Bet zaaferowany, więc brak chwytu – każda „porażka” jest przez Beta brana dość personalnie i zawsze skutkuje frustracją. Dlatego gdy pada kolejne „next”, chwile mieli dysk w pysku i wreszcie puszcza. W nagrodę „omiń” i rzut, ale daję mu znać, że tym razem będę rzucać w nieco innym kierunku. Wraca, kolejne next i rzut. Wspaniały, bezpieczny chwyt w locie, od razu wkraczam ze swoim zachwytem 😉 Wracam i pada next, Bet nieco się blokuje – od kilku rzutów nie było szarpania i zakładam, że to było powodem zacięcia. Gdy puszcza, decyduję się na łatwy i wygodny floater, ale że jest niestabilny i Bet źle się wybija, nie łapie go. Z tego powodu pada kolejne „next” i tym razem floater jest przede mną – tak, że ja muszę się cofnąć, a pies naskakuje w moim kierunku. Pięknie złapany i rozpoczyna się od dawna zasłużona zabawa.

2:00

Szarpanie, dawanie mu wygrać, słowne nagrody, wzmacnianie dotykiem – cały zestaw! Trwa to ponad 10 sekund, wtedy daję mu wygrać i sięgam po drugi dysk. Pada „next” i Bet praktycznie od razu puszcza – to naprawdę wielkie zwycięstwo, bo przed chwilą się tamtym dyskiem bawił, więc w jego oczach ma on większą wartość. A mimo wszystko puścił! Robimy kilka szybkich wymianek, naprzemiennie „next” i floatery. Po trzech powtórkach pada „omiń” i nieco dalszy floater – potem szarpanie i nagrody słowne. Dzielne psisko!

2:30

Chwytam drugi dysk i Bet sam z siebie, bez komendy puszcza dysk. Od razu moja słowna aprobata i komenda „omiń”. Później kolejne puszczenie i znów rzut i tu się dzieje rzecz ciekawa. Bet łapie dysk (najprawdopodobniej, bo poza kadrem) i wraca do mnie, ale prawie na mnie wpada, zatrzymując się na moich nogach. Kiedy ustawiam dysk do komendy „next”, próbuje go chwycić bez wypuszczenia poprzedniego. Automatycznie zabieram dysk do siebie. Beethoven ustawia się znów, tym razem proszę go o odsunięcie się ode mnie, bo wciąż tej przestrzeni jest niewiele. I po tym całym zamieszaniu pada „next”. To dla Beta duże wyzwanie. Mieli, ale puszcza! Dostaje w nagrodę zasłużone szarpanie.

Później kolejne „next” i floater, w nagrodę pies wygrywa dysk w szarpaniu, ja idę o kilka kroków dalej i znów sytuacja jest ciekawa. Beethoven podchodzi do drugiego dysku i chwyta go, co oznacza, że ma teraz dwa dyski. Chcę jakoś z tej sytuacji wybrnąć, więc wołam go do siebie z tymi dwoma dyskami. Proszę go o puszczenie, dostaję dwa dyski w dłoń i jednym rzucam mu floatera, pada „next” i drugi dysk dostaje w szarpaniu. Te dwa dyski to był dla mnie sygnał, że Bet ma już dość, więc chwilę się z nim szarpię i rzucam hasło „koniec”. Trening skończony.

Na sam koniec biorę tylko żółty, zmasakrowany dysk i daję Beethovenowi w zamian za pomarańczowy, bo w przerwie Bet zawsze się w dyskach tarza i je żuje. Nie zabraniam mu tego, to jego wolny czas, ale oferuję inny dysk, żeby ograniczyć skalę zniszczeń 😉

Wiecie, że to były tylko trzy minuty? Mam wrażenie, że i tak powinnam ten trening dogfrisbee rozbić na trzy części przynajmniej. Psy naprawdę nie muszą pracować długo, żeby coś się działo!

Wnioski

Po pierwsze, będę wyć pisząc to po angielsku, muszę sobie spisać trochę synonimów na start, żeby nie powtarzać „say” i „throw” naprzemiennie, chociaż i tak tego nie uniknę. Po drugie, wniosków mam całkiem sporo.

  • Z założenia był to trening pod puszczanie na odległość, a w ciąg trzech minut „next” padło 18 razy (mniej więcej). To jedna komenda na dziesięć sekund! Jeez, Zośka, zwolnij tempo! Dzielnego masz tego psa.
  • Za dużo powtórzeń dynamicznych bez szarpania i większej nagrody. To nie jest dla niego proste, ćwiczymy to, wałkujemy, więc musi być dużo wzmacniania.
  • Czas wreszcie się zastanowić czym właściwie jest „uwaga” i po kij ja tego w ogóle używam podczas treningu. Serio.
  • Za każdy dysk puszczony z własnej woli w tym kontekście powinna być impreza życia. Bezdyskusyjnie!
  • Czas nastawiać sobie minutnik, myślę że dwie minuty to wystarczający czas na tak wymagające rzeczy. Lepiej krócej, a więcej sesji niż kazać psu skupiać się przez tak długi czas.
  • Floatery i rzuty muszą być bardziej stabilne, bo brak chwytu przez mój kiepski wyrzut tylko go frustruje i demotywuje. Oczywiście w pośpiechu trudniej to zrobić, ale postaram się bardziej na to zwracać uwagę.
  • Kilka razy po „next” Bet od razu chwytał dysk, bez mojego „catch” lub czegokolwiek innego. Teraz się tym nie przejmuję, bo wyznaję zasadę „jednego kryterium na raz”, ale w przyszłości trzeba będzie na to zwrócić uwagę.
  • Miałam kilka fenomenalnych, szybkich reakcji i dobrze poradziłam sobie z większością wyzwań podczas treningu. Piąteczka Zośka, dumna jestem! Widać, że jakieś doświadczenie w pracy z psem i dogfrisbee masz.

Jeśli to nie przekonuje Cię do nagrywania treningów, to nie wiem czy cokolwiek jest w stanie. Mnóstwo można z tego wynieść! Ach, i jeśli chociażby Paula musi takie elaboraty pisać regularnie, to nie zazdroszczę. Tekst ten pisałam na dwie raty, w dwa kolejne wieczory. A jeszcze angielska wersja czeka przecież!

Ach, to jest pierwsza sesja z dwóch w tym treningu, ale zamiast drugiej nagrało się piękne niebo, ptaki i drzewka. Sielanka z odgłosami zachwytu Zośki w tle. Dlatego też nie wrzucam, nie ma czego – ale muszę Wam powiedzieć, że w tej drugiej części Bet był bardzo dzielny. Na tyle, że do łańcucha next-rzut-aport dołączyłam jakieś obroty, przejścia między nogami i nawet jeden over. Świetnego mam tego psa!

piórko - bthegreat.pl

Jak się czytało? Komuś się przydało? Coś rozjaśniło? Zainteresowało? Jestem ciekawa co myślicie, trochę w to pracy włożyłam, ale też sama dla swojej przyszłej pracy wyniosłam. W kolejnych treningach postaram się nie popełniać tych samych błędów 😉

Dogfrisbee – trening 31.03.2021
Przewiń na górę