Ja wiem, że jest już 2019 rok. Nie zatrzymam czasu tylko po to, żeby poczekał aż przybędzie do mnie wena, napiszę wpis i go opublikuję. On robi swoje, ja swoje. Tak po prostu jest.
Nie jestem pewna czy chcę pisać to podsumowanie, ale oglądając się na chwilkę za siebie mogę stwierdzić, że działo się dużo. Szkoda żebym o tym zapomniała.
Podsumowania
Nie jestem dobra w zamykaniu etapów w moim życiu. Nie uważam, żeby zmiana z 31 grudnia na 1 stycznia była czymś innym niż noc z 2 na 3 lipca. Może jedynie temperatura się różni 😉
Co się działo?
Zacznijmy od tego, że wypisywanie miesiąc po miesiącu mija się z celem. Po pierwsze może to Was znudzić, a przecież nie tego chcę. Po drugie, nawet jeśli były wybitnie złe lub dobre okresy w tym roku, to z pewnością nie można ich przypisać do całych 30 dniowych bloków, bo to jak się człowiek czuje zmienia się z minuty na minutę. Dlatego też to podsumowanie zrobię po swojemu, bo mogę!
Rok 2018… Jaki był naprawdę?
Kiedy myślę o roku 2018, to czuję jazdę rollercoasterem. Radosne chwile i te nieco mniej. Pierwszy mój samodzielny wyjazd z Beethovenem do Poznania, odbywające się tam Latające Psy i szycie go w środku nocy. Później Odlot w Annówce, zastrzyk wiedzy oraz motywacji.
W sierpniu wyjazd do Szkocji, pięknej i dzikiej, a pod koniec tego miesiąca pierwszy passing Beta. Od tego momentu rzuciłam sobie wyzwanie, że miesiąc bez treningu z Anią miesiącem straconym i udało mi się idealnie swoje założenie spełniać.
W międzyczasie odwiedziłam Elę raz, drugi i… skierowanie na USG. Panika, strach, czarne scenariusze. Według mnie rok skończył się we wtorek 8 stycznia, kiedy usłyszałam, że nic mu nie jest. Zamknęłam rozdział, jestem gotowa na nadchodzące dni, tygodnie, miesiące.
Adventure
słowo na rok 2018
Sprawdziło się co do joty. Nieco to przerażające, bo wybierając to jedno niewinne słówko nie byłam tego świadoma. Nie do końca wiedziałam o co chodzi w tym całym zwyczaju, a okazało się, że suma summarum dokładnie opisuje ten rok.
Dlatego tym razem postawiłam na coś związanego z marzeniami, bo to na nich chciałabym się skupić w tym roku. Coś niezobowiązującego, bo nikt nie lubi niedotrzymanych obietnic.
Nadzieja. Po polsku nie do końca mi pasuje, bo „hope” to nadzieja podszyta oczekiwaniami z nutą wymagań, ale również wiarą w lepsze jutro. Nie potrzeba więcej słów, żeby opisać to co czuję.
Nie mam żadnych wielkich osiągnięć, ani blogowych, ani frizbowych. Skończyłam ściśle współpracować z Dog’s Profit, bo nasze drogi po prostu się rozeszły i nie było sensu na siłę trzymać ich razem. Pisałam regularnie, a przynajmniej na tyle ile mogłam. Z Beethovenem udało nam się zająć 8 miejsce w ThrowNGo (oczywiście lvl1) w Poznaniu, później te wyniki były tylko gorsze.
Ale nie uważam, żeby był to zły rok, bo był dla mnie tym przełomowym. Jeśli można to tak nazwać, to znaleźliśmy z Betem wspólny język. Oczywiście wciąż nie jest idealnie, ale tym jest relacja między dwoma istotami – poznawaniem się i wspólnym docieraniem się nawzajem. Na samym starcie dużo musiałam dać z siebie, czasami więcej niż wydawało mi się, że mogę. Jednak teraz się zwraca. Zaufanie, zignorowanie psa i podejście do mnie – widzę postęp.
Sportowo też dużo się zmieniło, ale większość przemian zaszła od końca sierpnia. Muszę przyznać, że regularne treningi dają dużo więcej niż jakiekolwiek obozy, bo masz jedną osobę, która śledzi Twoją pracę i na bieżąco koryguje błędy. W lipcu nie sądziłam, że w ciągu najbliższego roku wypracujemy puszczanie na odległość. Pod koniec sierpnia Ania pokazała mi, jak bardzo się myliłam.
Można więc wnioskować, że żadnych spektakularnych fajerwerków ani dyplomów nie było, ale te wszystkie wydarzenia jedno po drugim sprawiły, że nazwanie tego roku nieudanym byłoby kłamstwem. A o to chodzi w życiu, prawda?
Moje skromne plany
Ostatnio w moim domu krąży powiedzenie: „Chcesz rozbawić Pana Boga? Powiedz mu o swoich planach”.
Nie jestem osobą wierzącą, ale musicie przyznać, że sformułowanie do bólu prawdziwe.
Swoje plany bardziej traktuję jako takie „hopes”. Liczę, że się uda, ale wiem, że życie ma swoje zdanie i nie zawsze jest takie, jakie bym chciała, żeby było. W tym wszystkim staram się nie oszaleć, ale mimo wszystko wyznaczam sobie jakieś cele, do których chcę dążyć.
W kwestii bloga jest to regularność. Obiecałam sobie, że choćby się waliło czy paliło, to wpisy będą w sobotnie poranki. Nie wcześniej, nie później. Jeśli jest coś naglącego, dzielę się informacją na Fanpage’u na Facebooku lub wrzucam post na Instagramie. Oznacza to, że macie gwarancję, że zaglądając po nowinki w sobotę, nie przegapicie niczego. Wyznaję zasadę, że nie muszę być na bieżąco, więc zachęcam do czytania moich wpisów do kawki w sobotę. Na spokojnie, nigdzie się nie spiesząc.
Drugą sprawą jest Top for Dog. Już zgłosiłam chęć zostania ambasadorem tego plebiscytu, to trzeci rok, kiedy próbuję swoich sił. Nie wiem czy zostanę zauważona, ale to taka moja mała nadzieja. Ludzie mówią, że lepiej nastawić się, że coś nie wyjdzie i się potem przyjemnie zaskoczyć, niż mieć nadzieję i się rozczarować.
Nie zgadzam się. Od tego mam swoje życie, żeby móc mieć marzenia i cele, a codzienność osoby negatywnie nastawionej do wszystkiego musi być wyjątkowo szara i ponura.
Nie ze mną te numery.
Jeśli chodzi o Pana czarno-białego, to tu też sprawa dzieli się na dwie części. Po pierwsze, pod kątem dogfrisbee, chciałabym wystartować we freestyle’u. Nie chodzi o żaden wynik, tylko stanięcie na polu, spojrzenie swojemu psu w oczy, usłyszenie początku muzyki, magicznego hasła „time begins” i pójścia na żywioł. O tym marzę od lat i marzyć nie przestanę, a rok 2019 jest szansą jego spełnienie.
Drugą kwestią jest nasza relacja i życie z otoczeniem. Chcę pójść do Tomka na sesję indywidualną i dowiedzieć się jak wiele możemy jeszcze zrobić. Bo wiem, że możemy, tylko nie mam wystarczającej wiedzy i doświadczenia, żeby to zrobić.
Tylko tyle i aż tyle. Nie ma sztywnych punktów, dat. Chcę żyć pełnią życia i cieszyć się każdą chwilą. Z pewnością pojawię się na niejednych zawodach, będę godzinami spacerować po lesie i zaplanuję kilka wyjazdów.
Nadzieja matką głupich, tak mówią. W takim razie jestem najgłupszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkacie.
Rok 2018 był przygodą.
Rok 2019 to nadzieja.
Adventure.
Hope.
Powodzenia Zośka, będzie się działo.