Natchnienie, powinności i Terry Pratchett

natchnienie - bthegreat.pl

Siedziałam na tym leżaku od dwudziestu minut. Co ja gadam, przez ponad pół godziny się nie ruszyłam. Notes, oparty o kolano, trzymałam w jednej dłoni. Gotowy długopis czekał w drugiej. Poprawiłam się, usiadłam nieco bardziej prosto. Podniosłam rękę gotową do zapisania pierwszego akapitu i… nic. Zupełne, absolutne zero.

piórko - bthegreat.pl

Natchnienie ma swoje kaprysy

Kiedyś już wspominałam, że piszę wtedy, gdy wena łaskawie zechce ze mną współpracować. Dzisiaj nie chciała.

Mam gotowe sześć czy siedem tematów, które uważam za ciekawe. Tymczasem siadając do pisania, nie jestem w stanie poruszyć żadnego z nich. Ani jednego.

Dlatego pokazałam wenie język i poszłam na około. Czas okiełznać natchnienie. A przynajmniej spróbować.
Od prób jeszcze nikt nie zginął, prawda?
(Nie chcę znać odpowiedzi na to pytanie, pozwólcie mi trwać w błogiej nieświadomości)

Muszę i chcę

Na co poświęcasz swój czas i energię

Czy pamiętacie okres, gdy popularne było zmienianie każdego „muszę” na „chcę”? Jeśli nie, może był to etap tylko w mojej głowie. No cóż, zdarza się.

Gdzieś usłyszałam, że kłamstwo wielokrotnie powtórzone staje się prawdą. Przeczytałam anegdotę, która, jak z resztą każda, pewnie jedynie w części była prawdziwa.

Pewna kobieta nie lubiła zmywać. Wręcz nienawidziła tej czynności. Zaczęła sobie powtarzać podczas zmywania: „Kocham zmywać, kocham zmywać”. I tak każdego dnia, zawsze, gdy sięgała po gąbkę.
Co się stało? Domyśl się sam.

Nie wydaje mi się, żeby takie gadanie cokolwiek zmieniło. Nie, zdecydowanie nie.
Okłamywanie siebie samego nie jest dobre. I zapewne nic dobrego nie da.

Przez długi czas zmieniałam każde „muszę” na „chcę”. Nie muszę zrobić prania, chcę. Nie muszę wstawać, gdy słoneczko jeszcze smacznie śpi. Ja tego chcę.
Czy to cokolwiek dało?
Absolutnie nic.

Część rzeczy musimy robić. Po prostu. Mamy swoje obowiązki, powinności. Musimy robić zakupy, żeby mieć, co jeść. Względnie doglądać roślin,żeby jedzenie nam wyrosło.
Musimy raz na jakiś czas zamieść podłogę, wytrzeć kurze i wynieść śmieci.
Jeżeli opiekujemy się psem, musimy wychodzić z nim na spacery. Nawet, gdy nie mamy na to ochoty.

Obowiązki należy wykonać. Po prostu.
Nie lubię poświęcać rzeczom, które nie sprawiają mi przyjemności, więcej uwagi i energii niż to potrzebne. Nie cierpię na za długą dobę ani nadmiar sił witalnych.
Dlatego po prostu wykonuję te czynności, które muszę. Jak najszybciej i jak najskuteczniej.
Co do tego ma pisanie i natchnienie?

Nic na siłę

Czyli z jednej strony gadam, żeby odbębnić to, co trzeba, a z drugiej „nic na siłę”? A i owszem. To ma sens i w kolejnych akapitach to udowodnię.

Kiedy okazało się, że żaden z licznych tematów, które przygotowałam, nie umiałam poruszyć, rozwinąć, zezłościłam się. Nie po to zbierałam te wszystkie pomysły, żeby później nie móc o nich napisać.
Dodatkowo czułam z tyłu głowy presję czasu, bo statystki idą tylko w dół, gdy zaniedbuję regularne pisanie.
Potem przyszedł spokój.
W końcu nie chcę pisać na siłę. Chcę dać z siebie 120%, stworzyć coś, z czego będę dumna. A pod przymusem się nie uda.

Dlatego czasem nieco się przymuszam, żeby w końcu posprzątać pokój. Zdarza mi się nie mieć chęci do wyjścia na spacer z psem, szczególnie, gdy jestem zmęczona. Mimo wszystko kopię się w swoich myślach w tyłek i wychodzę.

Są takie rzeczy, które chcemy robić dobrowolnie. Są to zwykle nasze zainteresowania i czynności, które sprawiają nam przyjemność. A presja niejednokrotnie z frajdą się wyklucza.
Ważne, żeby rozróżnić te rzeczy – powinności od przyjemności.

piórko - bthegreat.pl

Terry Pratchett a natchnienie

Jak kończyć wpis, to kończyć z klasą

Przez to (albo dzięki temu), że dużo czytam, trafiam na wiele ciekawych wypowiedzi. Od kiedy w mojej codzienności znajduje się czytnik wraz z Legimi, w kilka sekund zapisuję interesujące cytaty, które bezpiecznie czekają na mnie w notatkach.
Oto jeden z nich, zdecydowanie na temat. A „Czarodzicielstwo” czytałam w lutym! O cytacie mimo wszystko pamiętałam.

Zjawisko to uważa się zwykle za cudowne. To nieprawda. Jest tragiczne. Maleńkie cząsteczki natchnienia wciąż pędzą przez wszechświat, przebijając najgęstszą materię tak, jak neutrino przebuja stóg cukrowej waty. I większość z nich chybia.
Co gorsza, większość z tych, które trafiają w mózgowy cel, trafia w niewłaściwy.
Na przykład niezwykły sen o ołowianym obwarzanku na milowej wysokości kratownicy, który w odpowiednim umyśle stałby się katalizatorem wynalazku represyjno-grawitacyjnego generatora elektryczności (taniego, niewyczerpalnego i absolutnie bezpiecznego źródła energii, którego pewna cywilizacja poszukiwała od stuleci i z braku którego wywołała straszliwą i bezsensowną wojnę)… Ów sen przytrafił się małej, wystraszonej kaczce.

Terry Pratchett, „Czarodzicielstwo”

Czasem mam takie wrażenie, że wpadam na tak świetny pomysł, że natchnienie przekracza dopuszczalne stężenie w tak małej przestrzeni, jak moja głowa. Tym samym wszystkie cząsteczki się ode mnie odpychają, a potem mój pies śni o poezji, mruczy piosenki przez sen i maluje obrazy nosem po szybie.
Czy ktoś jeszcze zgadza się z Pratchettem? Mam taką nadzieję.

Natchnienie, powinności i Terry Pratchett
Przewiń na górę