Bullet Journal – pułapka perfekcji

Temat powraca niczym bumerang. Kiedy myślę, że już wystarczająco wszystkim do głów nawciskałam wiedzy to okazuje się, że przychodzą kolejni. Dlatego wszystko co znajdziecie poniżej ma na celu pomóc osobom, które chcą zacząć organizować swoje życie z pomocą systemu Bullet Journal lub jakiegokolwiek kalendarza.

piórko - bthegreat.pl

Mój Bullet Journal

O BuJo pisałam już kilka razy. Ten system planowania przewijał się po prostu we wpisach, ale ze względu na zainteresowanie poświęciłam mu całe kilkaset słów. Zachęcam do chociażby pobieżnego rzucenia okiem na zdjęcia i elementy, bo dzięki temu osiągnę zamierzony efekt „co się zmieniło?”.

Skup się na nagłówkach i zdjęciach! To będzie istotne w dalszej części tego wpisu 🙂

Rysując te proste linie, idealne zawijasy wskazówki zegara kręciły się jak szalone. Cieszę się, że miałam wtedy na to czas, bo teraz nie mam. Taka jest prawda. W trzeciej klasie gimnazjum miałam niby egzamin, ale w praktyce nie robiłam prawie nic. Raz na tydzień siadałam żeby powtórzyć przed sprawdzianem, codziennie poświęcałam pół godzinki na pracę domową i tyle. Obecnie czasem nie mam kiedy zjeść porządnej kolacji, pójść z psem na spacer dłuższy niż dwadzieścia minut, a co dopiero siedzieć i rysować idealne tabelki!

Przez wiele lat mówiłam wszystkim, że mam tyle wspólnego z perfekcjonizmem, co żaba z księciem. Czyli nic a nic.
Potem zaczęłam mądrzeć. Proces ten jest niewiarygodnie czasochłonny i nieodwracalny, trwa od lat i końca nie widać. W wyniku tego całego zamieszania zmieniają się moje poglądy, również w kwestii perfekcji.

Obecnie uważam, że każdy z nas ma dziedzinę, w której wyjątkowo się stara i taką, do której przywiązuje mniejszą uwagę. Dlatego nie da się jednoznacznie określić czy jest się perfekcjonistą, czy nie.
Ale kto wie, może za kilka lat będę miała inne zdanie?

piórko - bthegreat.pl

System, którym jest prowadzenie Bullet Journal, skusił mnie swoją elastycznością. Możemy go dowolnie dostosować całkowicie pod nasze potrzeby.

Ale coś gdzieś poszło chyba nie tak.

Kojarzycie te wszystkie piękne zdjęcia na Instagramie? Pintereście? Zapewne chociaż kilka z nich mignęło Wam podczas rutynowego scrollowania.

Od razu chciałabym zaznaczyć, że szanuję i podziwiam osoby, które to tworzą. Te równe i równiejsze linie, setki drogich pisadeł zakupionych tylko do kreślenia po kartkach. Uważam, że każda pasja, która nie krzywdzi a rozwija, jest dobra. Tylko że… większość osób, a z pewnością duża część korzystająca z tego systemu, nie jest zapaleńcami. Po prostu zobaczyli ładne zdjęcia w internecie, a po przeczytaniu kilku artykułów stwierdzili, że to może być coś dla nich.

W ten sposób, po 400 słowach paplaniny dochodzimy do momentu, w którym może wreszcie zacznę temat, który chciałam poruszyć w tym wpisie.

piórko - bthegreat.pl

Mój Bullet Journal – część właściwa

Najłatwiej będzie mi wszystko tłumaczyć, kiedy pokażę Wam swoje notesy, strony, tabelki i inne takie „profesjonalnie” wykonane rzeczy.

Zacznijmy od początku, czyli strony tytułowej.

Na pierwszy ogień niech pójdzie styczeń. Planu nie było, chciałam coś co się szybko rysuje na nazwę miesiąca i rozkład dni z zaznaczonymi weekendami.
Jak widać, troszkę mi brak spójności, bo jedna strona jest w języku angielskim, a druga po polsku. Na dole wkleiłam mały rysunek i dopisałam swoje przemyślenia z nim związane.

Co można zauważyć? Obramowanie dni mające na celu zaznaczenie sobót i niedziel jest wykonane odręcznie, czyli krzywo. Kolejne tygodnie wyglądają jak po dobrej imprezie, do linii prostej im daleko.
Czy to źle? Nie! Mi to nie przeszkadza, bo rozpiska świetnie pełni swoją funkcję. Poświęciłam na nią pewnie trzy razy mniej czasu niż gdybym pieczołowicie liczyła milimetry i rysowała wszystko od linijki.

Zdjęcie zrobione na szybko jeszcze w połowie grudnia, bo teraz ta rozpiska wygląda nieco inaczej. Zdecydowanie chaotyczniej.

Tak wyglądała moja klasyczna tygodniówka praktycznie od początku roku. Jedyny mały dodatek to poniedziałek, który musiałam gdzieś wcisnąć, a łatwiej było mi go wrzucić do grudniowej rozpiski.

Każdy dzień miał 4-5 linijek, co zwykle starczało mi na zapisanie wszystkich zadań i wydarzeń. Pod koniec tygodnia zawsze zostawiam sobie miejsce na pewną kategorię, która okazała się bardzo użyteczna.

Tym razem wtrącenie z innej tygodniówki 😉

Zadania bezdniowe to takie rzeczy, które muszę zrobić w danym tygodniu, ale nie są przypisane do daty. Zwykle to właśnie tam znajduje się punkt „wpis!”, ale także treningi z Beethovenem, ponieważ są uzależnione od pogody.

Na ten pomysł natrafiłam w książce „Miej Umiar” Natalii Knopek i jestem pewna, że to nie ostatnia rzecz z tej lektury, którą wprowadzę w życie. Zdecydowanie jeszcze o niej kiedyś opowiem, może powstanie nawet cały wpis?

I właśnie wtedy rozpoczyna swoją działalność chaos.

Oczywiste jest, że takie piękne i dość schludne strony nie mogą takimi pozostać, bo życie nie jest bajką.
W ten sposób mamy mnóstwo strzałek, skreślania, przesuwania i Bóg wie czego. Nawet przy tygodniu nie ma numerka, bo zapomniałam go napisać.

Jednak prawdziwy pokaz mojego kreślenia dopiero przed Wami.

Jakaś notatka, może kontynuacja wpisu, która docelowo mogła mnie zaprowadzić do bezcelowego obrażania innych. Bezceremonialnie skreślona, nie żałuję.


To miał być majestatyczny niedźwiedź, a wyszło bezkształtne coś z lewą przednią łapą jak u słonia. Bywa. Same słowo „december” też najstaranniej wykonane nie jest.

I tu nie chodzi o to, żeby robić wszystko „na odwal”. Po prosu nie warto kolejny raz ścierać i wyrywać kartkę, tylko polubić swój styl. Nie zliczę ile razy chciałam wprowadzić kolejne poprawki do rysunku co skutkowało rozmazaniem tuszu na prawie całej kartce.
Jeśli chcecie poświęcić całe dnie na stworzenie czegoś idealnego, proszę bardzo. Problem jest jeden. Nawet gdy Wasza kaligrafia będzie niczym z średniowiecznych kronik, to i tak znajdziecie coś, co nie będzie się Wam podobać. W pewnym momencie warto powiedzieć sobie stop, co bezpośrednio cofa nas do początku tego akapitu. Zaakceptuj i polub.

Po wartościowych rozmowach i licznych kartkach świątecznych musiałam umieścić ten cytat, no musiałam. Dodatkowo jestem miłośniczką Krainy Lodu, a Wy?

Tak zapowiada się moja tygodniówka w styczniu. Pięć linijek na każdy dzień, ale brak miejsca na zadania bezdniowe. Jeszcze muszę to przemyśleć, może wcisnę weekend w jedną ramkę, dzięki czemu zyskam trochę miejsca… Nie wiem, zobaczymy!

Celowo chcę mieć przestrzeń na rysunki czy też cytaty, bo zauważyłam, że nie zajmuje mi wiele czasu ich stworzenie, a powodują uśmiech nawet w kryzysowych momentach.

Kolejny przykład cytatu, tym razem na całą stronę. Po lewej tabelka z wydatkami i to jest moi drodzy jedna z ważniejszych części, przynajmniej dla mnie, w miesięcznej rozkładówce. Pokazuje brutalną prawdę. Zapisuję tutaj i wydatki, i różne zarobki, więc pewnie powinnam nazwać tę tabelkę bilansem. Nawet w nazwy nie umiem, bywa!

Podrzucam jeszcze kilka bazgrołów zdobiących moje Bujo, może ktoś się zainspiruje.

piórko - bthegreat.pl

Bullet Journal Starter Pack

Po części zdjęciowej i moich bazgrołach zapraszam do może nieco bardziej przydatnych akapitów.

Dla pewności jeszcze raz dodam, że jeśli przyjemność sprawia Wam ozdabianie każdej kolejnej strony, to róbcie to. Nie mam prawa mówić Wam jak macie żyć, moim celem jest jedynie zasugerowanie pewnych rzeczy i wytłumaczenie kilku innych, zapewne na swoim przykładzie.

Notes

Kiedy zaczęłam swoją przygodę z Bullet Journal, a było to ponad półtora roku temu, sięgnęłam po kołozeszyt w kratkę (z ładną okładką!) kupiony za kilka złotych. Po kilku tygodniach porzuciłam go w szufladzie, bo miał za cienki papier i był po prostu niewygodny. Później prowadziłam go w notesie z gładkimi kartkami, który był gadżetem z jednej firmy, ale też w zeszycie A4. W listopadzie 2017r dotarł do mnie zeszyt Devangari i używałam go do końca czerwca tego roku.

Próbowałam zrobić to zdjęcie w scenerii świątecznej i wyszła niebieska plama. Świetnie!

Jak część z Was wie, w wakacje nawiązałam współpracę z PupiLu i w ten sposób do dzisiaj piszę sobie w PupiBuJo. Jest przyjemnym notesem, więcej o nim możecie się dowiedzieć w tej recenzji.

A ten kołozeszyt po prawej?
To zakup pod wpływem impulsu. Kupiony w jednym ze sklepów mieszczących się na Mysiej 3, tam gdzie organizowany jest Łapa Targ w Warszawie. Szalone 16 złotych, ale trzymając go w dłoni wiedziałam, że to w nim chcę rozpisać sobie kolejne miesiące.

Dlatego też, na sam początek potrzebujecie zeszytu, który Wam się podoba. Zalecam większą grubość kartki niż u tych szkolnych, ponieważ może Wam przebijać pisak na drugą stronę. Korzystałam z notesów w kratkę, linię, kropki i gładkich. Jakie lubię najbardziej?

Nie wiem.

Pisadło

Przez długi czas byłam zwolenniczką cienkopisów. Potem przerzuciłam się na długopisy żelowe tylko po to, żeby dziś używać najzwyklejszych BICów. Wybierzcie takie, które dobrze leżą Wam w dłoni i nie przebijają kartek. W tej drugiej sytuacji zawsze możecie kupić inny zeszyt, decyzja należy do Was.

Tutaj widać rysunek wklejony do tyodniówki, wcześniej narysowany najzwyklejszym długopisem szkolnym i flamastrem.
Od dłuższego czasu kuszą mnie zakreślacze pastelowe i brush peny, ale za każdym razem gdy patrzę na ich ceny jakoś mi się odechciewa.

Pozostałe dodatki

Tutaj bezdyskusyjnym obowiązkiem jest posiadanie porządnego ołówka (w moim przypadku nawet całe opakowanie), najlepiej kilku o różnej twardości. Oprócz tego gumka, słyszałam że chlebowa się dobrze sprawdza.
I tyle! Możesz zacząć tworzyć!

Miałam taki etap w swoim życiu (brzmi prawie jak wyznania AA), kiedy kupowałam mnóstwo taśm, ale nazywały się one „washi tape”, bo po angielsku bardziej prestiżowo. Całe biurko było zawalone pisakami oraz flamastrami, a i tak nic mi nie wychodziło i ciągle chciałam więcej. Teraz mam jeden piórnik plus sporo kredek na biurku. I co najważniejsze, jestem szczęśliwa.

piórko - bthegreat.pl

Nieidealnie nie znaczy gorzej

Po 1500 słów dochodzimy do meritum. Ci, którzy dotarli do tego momentu mogą liczyć na imienne podziękowania, jeśli postanowią się ujawnić. O ile takie osoby istnieją.

Wpis poczyniony w sierpniu o tytule „Idealnie Nieidealna” to tekst, do którego wracam na okrągło. Często nawiązuje do niego w swoich wpisach, ale również w trudniejszych chwilach lubię go po prostu przeczytać i przypomnieć sobie, że czasem mam niezłe pomysły.

Dążenie do perfekcji ma podobne skutki niezależnie od tego w jakiej dziedzinie ma miejsce. Oczywiście groźniejsze jest głodzenie się w celu uzyskania idealnej sylwetki niż maniackie wyszywanie kwiatków.

Jesteśmy nieustannie z siebie niezadowoleni, źli, że to jedyne na co nas stać. Podnosimy poprzeczkę coraz wyżej, nawet jeśli nie udało nam się zdobyć poprzednich celów. Frustracja wynikająca z niepowodzeń, obwinianie siebie, że nie jesteśmy „wystarczająco dobrzy”.

Linie, mimo że do prostych im daleko, zostały narysowane moimi dłońmi. Tabelki wołające o pomstę do nieba przez ich nieregularność zostały stworzone przeze mnie, bez użycia linijki! Muszę Wa przyznać, że po kilku tygodniach, widząc swoje postępy, byłam szczęśliwa. Szczerzyłam się od ucha do ucha, bo wreszcie moje docelowe kwadraty były bardziej prostokątami niż ułomnymi plamami, a kreski coraz bardziej przypominały proste niż hiperbole.

I myślę, że o to właśnie chodzi w życiu. O takie małe sukcesy dnia codziennego, bo to one napędzają nas i dają siłę do działania.

piórko - bthegreat.pl

Niecałe 2000 słów, ponad dziesięć zdjęć i kilka nagłówków. Zachęcam do dzielenia się opiniami, tutaj bądź poprzez wiadomości.

Cieszcie się swoimi sukcesami.


Bullet Journal – pułapka perfekcji
Przewiń na górę