Gdzie się nie obejrzysz, pojawiają się specjaliści w prowadzeniu mediów społecznościowych. „Ze mną w miesiąc zdobędziesz 1000 followersów!”, „Nauczę Cię, jak zyskać 10 000 wyświetleń!”, „Rób to i to, a będziesz mieć lepsze zasięgi!”, „Planuj!”, „Cel!”.
A co jeśli… Nie wiem? Nie chcę?
Tak ważny jest dla Ciebie mój cel w tworzeniu?
Kiedy zaczynasz tworzyć w sieci, robisz to z jakiegoś powodu. Może nawet kilku. Niektórzy pytają, ciekawi, co Cię do tego skłoniło. Uśmiechasz się, odpowiadasz, odpisujesz, tłumaczysz.
W pewnym momencie kończy się zapał początkującego. Pomysły nie mnożą się, a wręcz ubywa ich z dnia na dzień. I wtedy przychodzą złoci doradcy z poradą: „Zastanów się, co chcesz tworzyć? Do kogo chcesz trafić? Jaki jest Twój CEL w tworzeniu?”.
Dziękuję za takie rady.
Nie wiem.
Plan na życie
Utkwił mi w pamięci obraz małej dziewczynki, która stoi przed ogromną tablicą*. Jej życie zostało zaplanowane co do dnia, godziny, minuty – wszystko po to, żeby wyrosła na wspaniałego dorosłego. Jej plan na życie nie zakładał niczego, co zbędne. Jak największa efektywność, jak najmniej obijania się.
*Jest to kadr z filmu „Mały Książę”. Książkę kocham szczerze, a ta interpretacja filmowa przemówiła do mnie. Piękna, z łatwością przekalkowana na naszą rzeczywistość. Smutne, ale prawdziwe.
No i co? Kim zostaniesz, gdy dorośniesz?
Wiele z Was, moich czytelników, jest w wieku nastoletnim lub „wczesnodorosłym”. Dlatego też spotykacie się pewnie z pytaniami: „No dobrze, a co po szkole? Jaka praca?”, „Kim chcesz być, jak dorośniesz?”, „A kiedy dzieci?”.
Odpowiedź „nie wiem”, jeśli masz więcej niż dziewięć lat, jest nie do przyjęcia. W końcu to Twoje życie, Twoja PRZYSZŁOŚĆ. Masz wiedzieć, mieć gotowy plan i działać. Wielcy ludzie pracowali dzień w dzień, więc Ty też będziesz. W taki sposób, który jest powszechnie traktowany jako właściwy. Żaden inny.
Ale… Co złego jest w niewiedzy? W błądzeniu? Czy w pewnym momencie ma zapaść decyzja i niezależnie co by się nie działo, mamy w niej trwać? Jakim kosztem?
Przecież tyle ludzi odkrywa swoje powołanie w wieku dwudziestu lat. Lub trzydziestu. A nawet później!
Nie rozumiem pytania: „Kim zostaniesz, kiedy dorośniesz?”. Brzmi tak, jakby w pewnym momencie kończył się czas na rozwój. Jakby można było uczyć się tylko na studiach, a poza pracą na etacie nie wolno było robić nic innego. A nie, przepraszam – zakładać rodzinę.
Mogę nie wiedzieć.
Na ten temat rozmawiałam między innymi z Patrycją (podczas swojego szalonego wyjazdu do Poznania). Będąc w liceum, w większości przypadków wybierasz swoje rozszerzenia, które mają wpływ na maturę, która ma wpływ na Twoje studia, a one… Są przecież wszystkim!
Liceum -> matura -> studia -> praca -> związek -> dzieci -> wnuki -> emerytura -> chłodna trumna.
Jestem pewna, że duża część z Was spotkała się z osobami, które taki łańcuch traktują jako oczywistość. Jako jedyną, najprawdziwszą prawdę. I nie próbuj z tym walczyć, bo wyjdziesz na tą, która nic o życiu nie wie.
A przecież to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Przecież o to chodzi, żeby błądzić. Gubić się i odnajdywać. Wychodzić bogatszym o doświadczenia, historie do opowiedzenia. O bezcenne wspomnienia.
No dobra, ale co to wszystko ma do pisania? Blogów? Mediów społecznościowych?
Cel w tworzeniu a plan na życie
Planowanie
Planowanie jest dobre. Pozwala poukładać wiele rzeczy, a tym samym oszczędzić czas na błądzeniu, rozmyślaniu. Dzięki planowaniu możemy spełniać marzenia, tworzyć wielkie przedsięwzięcia – krok po kroku.
Z drugiej strony, planowanie często zabiera tę szaloną część. Magiczną, nieokiełznaną, ulotną. Zatracamy się w harmonogramach, tabelkach i notatkach. Głową jesteśmy gdzieś wyżej, przy kolejnych punktach, zadaniach. A bycie tu i teraz… Umyka. Znika. I nie chce wracać.
Pisanie i tworzenie
Nie wiem, jaki jest cel tego bloga. Wiecie, taki przemyślany, zapisany w kolorowym kalendarzu, rozbity na dnie, miesiące i tematy wpisów. Chcę pisać, bo lubię. Chcę dzielić się nimi z Wami, bo lubicie to czytać. I już.
Próbowałam wpakować swoją wenę w szufladki. Planować publikacje, robić to, jak na prawdziwego blogera przystało. I co?
Zamiast wielkich zasięgów, tysięcy wielbicieli i sławy dostałam w prezencie frustrację. I omal nie straciłam przyjemności z tego, co tak naprawdę kocham. Z pisania.
Sąszial media i influenserzy
Tutaj robi się naprawdę ciekawie. Strategie rozwoju, cel w tworzeniu to podstawa – w końcu jak masz dotrzeć do swojej grupy docelowej, jak nie wiesz, po co masz ten profil. Zasięgi, polubienia, zaangażowanie, content, regularność…
Czasem mam już dość.
Rozumiem, że chcemy trafiać do ludzi. W końcu nazwa „media społecznościowe” mówi sama za siebie. Chcemy, żeby jak najwięcej osób zobaczyło, polubiło, podało dalej i… I co? Żeby coś z tego wyniosło? Czy żeby nadmuchało nasze konto?
Kiedyś ktoś mi powiedział, żebym znalazła kilka rzeczy, które chcę przekazywać. Pokazywać ludziom, publikować na ich temat. A ja nie potrafiłam ich znaleźć. Nie wiedziałam.
Uważam, że jeśli robisz coś, co lubisz, to rób to dalej. Nie musisz spędzać godziny nad hasztagami i trzydziestu minut na poszukiwaniach kont repostujących. Możesz publikować zdjęcia z telefonu i wklejać fragmenty wierszy. Możesz wrzucać fotograficzne majstersztyki i nie pisać absolutnie nic. I możesz po prostu nie mieć konta. Ot tak.
Nie dajmy się zwariować
Nie uważam, żeby była jedna dobra, prawidłowa i właściwa droga. Każdy z nas wybiera inne zakręty, w innych miejscach robi postoje i inaczej planuje przerwy. To normalne.
Chcę, żeby media społecznościowe i blog były moimi czasoumilaczami. Żebym mogła się przy nich odprężyć, pobyć chwilę ze swoimi myślami i robić to, co lubię. Nie chcę, by stały się kolejnym z obowiązków.
Jeśli Twoją wizją jest rozplanowanie każdego znaku w poście i kompozycji każdego zdjęcia, droga wolna. Tylko nie zgub gdzieś po drodze przyjemności z tego wszystkiego. Bo bez tego, cel nie jest ważny. Ten arcyważny „cel w tworzeniu” również.
Blog 8 dni temu stał się trzylatkiem. Bunt dwulatka przeszedł z opóźnieniem, a teraz występuje zupełnie w innej formie, niż kiedyś. Jestem ciekawa, dokąd to przepoczwarzanie mnie zabierze.
Na razie bawię się dobrze i nie zamierzam przestawać.