Tyle rzeczy robiłam źle, że już od dawna wisi nade mną tytuł Najgorszej Psiej Właścicielki. Mimo wszystko postanowiłam się głośno nie chwalić tym, że przy wigilijnym stole zabrakło jednego, czarno-białego futra. Jeszcze zamiast życzeń dostałabym pomidory. Zgniłe. W twarz.
Udało mi się przeżyć wydarzenie, jakim jest wigilia bez psa. Co więcej, Beethoven również wyszedł z tego cało.
Czemu go nie zabrałam?
W końcu wigilia bez psa to nie jest coś normalnego!
Beethoven jest wrażliwy, a ja jestem wrażliwym człowiekiem. Jaki pan, taki pies – powiedzenie sprawdza się w 100%. Wigilię planowaliśmy spędzić całą rodziną (z jej licznymi odnogami) na działce. Liczba osób wahała się między 10 a 15. Mogły krzątać się aż trzy psy albo tylko jeden. Tak to zwykle wygląda, kiedy zwołujesz cały klan (czy tam rodzinę) – dopiero dzień wcześniej wiesz, ile tak naprawdę Was będzie.
Dla mnie Święta to okres pełen emocji. Wszyscy się krzątają, chcą, żeby ten czas był dla wszystkich jak najprzyjemniejszy i jak najlepiej zapamiętany.
Wiecie, mój mózg wysiada po spotkaniu ze znajomymi. Później potrzebuję międzylądowania w domu, gdzie zamknę się w pokoju, posłucham muzyki i pobędę sama ze sobą. Dzięki takiej przerwie mogę później wyjść do świata raz jeszcze.
Wigilia oznacza dziewięć, w porywach do dziesięciu, godzin z rodziną. Powietrze będzie aż iskrzyć się od emocji – z niejedną osobą nie widzieliśmy się przez kilka miesięcy.
Radość, ekscytacja, tęsknota, frustracja, niecierpliwość – koktajl z takich składników da się wypić, ale raczej unikałabym większej dawki emocji, bo łatwo jest przegiąć.
Inne pieski a Bet
Wspominam o tym regularnie. Beethoven jest psem wrażliwym, lękowym i potrafiącym zachować się w sposób agresywny, gdy sytuacja go przerasta. A skoro wigilia mogła być dla mnie zbyt trudnym przeciwnikiem, to jak miałby poradzić sobie z nim Bet? W dodatku sam, bez mojego wsparcia? Jedyne, co mogłabym mu wtedy dać, to większy bagaż niezrozumiałych dla niego emocji. Bez sensu.
Na wigilii towarzyszyć miał nam Bingo, pies dziadków i kumpel Beta od małego szczeniaka. Tutaj problemu nie widziałam, bo nawet jeśli coś czasem między nimi zaiskrzy, to jestem w stanie to opanować. W trójkę znamy się jak stare konie.
Pewna komplikacja pojawia się, gdy na scenę wkracza przeuroczy papillon mojej siostry stryjecznej. Młody pies, malutki, drobny i kochający wszystko, co się rusza. Chociaż i czasem tego kryterium się nie trzyma.
Tutaj jego zdjęcie sprzed… prawie roku.
Beethoven dostaje szału, kiedy ktoś nieproszony próbuje naruszyć jego strefę. W zależności od sytuacji może być to dotknięcie go, podejście do klatki czy znalezienie się w promieniu dwóch metrów. Jak widzicie, granica jest cienka, a do tego niesamowicie zmienna.
Spodziewać się mogę, że gdyby sytuacja przerosła moje czarno-białe futro, szukałby on najbliższej możliwości, żeby spuścić parę. A nie ma lepszego sposobu niż wklepanie niewinnemu pieskowi wielkości nieco przerośniętej świnki morskiej czy tam innej kani – nie znam się na zwierzętach mniejszych od beagle’a.
Z tego powodu nie mogły się znaleźć w jednym miejscu i czasie: wigilia, mały papillon i Bet. No nie.
Powstaje plan: wigilia bez psa
Jak tu się spotkać z rodziną i nie pozbawić jej jednego czworonoga?
Nie jestem zwolenniczką podejścia: „pieski się ułożą”. Och, z pewnością ten mniejszy będzie miał po kłótni z Betem mnóstwo czasu, żeby wygodnie się ułożyć. Pod ziemią.
Doszłam do wniosku, że jeśli chcę, żeby wszyscy wyszli z tego cali, należy pozbyć się jednego czynnika. Wigilia z góry odpadła, bo pojawić się musiałam, a do tego chciałam. Papillon nie jest moim psem, a na co dzień mieszka w Poznaniu. Jest gościem, ma większe przywileje czy coś tam.
Drogą eliminacji natrafiłam na Beta. Trzeba się było go pozbyć.
Beethoven zostaje
No dobrze, rzeczywiście plan był taki, że go nie zabiorę. Ale co z tego, jeśli nie pies się sam nie wyprowadzi, sam nie nakarmi? No i przepraszam bardzo, ale wigilia to taki czas, który chciałabym spędzać z najbliższymi. A jakby nie patrzeć, Beethoven obojętny mi nie jest.
Pojawiło się światełko w tunelu, gdy zorientowałam się, że tata pracuje w przeddzień wigilii. Oznaczało to, że będzie musiał dojechać – mogłam zabrać się razem z nim!
Stanęło na tym, że w wigilię Beethoven zostaje w Warszawie na +/- 10 godzin, a cała nasza pięcioosobowa zgraja dojeżdża wieczorem, żebym mogła zachować humanitarne warunki przetrzymywania zwierząt.
Wilk syty i owca cała! Wigilia bez psa da się zrobić!
Mierz zamiary na siły
Szczególnie w przypadku psa jest to bardzo ważne. Ten zwierz ufa Ci bezgranicznie, więc jeśli wrzucisz go w sytuację wielokrotnie go przerastającą, będzie przerażony. Może ucierpieć na tym Wasza relacja, chyba że okażesz się ostoją, która przekona psa, że da radę. Ale to nie zadziała w każdej sytuacji i zdecydowanie nie z każdym psem.
Uważam, że dzielenie życia z czworonogiem to nie ograniczenie, a odpowiedzialność. Serio. Bierzesz pod swoje skrzydła istotę całkiem od Ciebie zależną. Jeśli chcesz gdzieś wyjechać, pies czy kot Cię nie zatrzymają. Trzeba po prostu znaleźć rozwiązanie.
Czasem okaże się, że łatwiej będzie nigdzie się nie ruszać. Nie ma w tym nic złego, niektórzy lubią spędzać tak wolny czas. Ale inni zacisną zęby i będą kombinować tak długo, aż im się uda. Znajdą koleżankę, która będzie mogła na kilka dni przenocować u siebie zwierzaka i się nim zająć. Dopłacą do biletu i wezmą kota do pociągu. Albo będą zwiedzać cały świat z psem u boku, jak Iza i Piotr ze swoim kundelkiem Snupim.
Nie bój się eksperymentować, ale jeśli wciągasz w to zwierzę, pomyśl o jego komforcie. Tylko tyle i aż tyle.