Relacje, czy też więzi, to magiczna rzecz, która sprawia, że dana osoba staje się dla nas jedyna w swoim rodzaju. Łączą nas nieraz zainteresowania, wspomnienia. Jednak więzi to czasochłonne potworki. I wymagające atencji.
Jak to jest z ludźmi
My, ludzie, jesteśmy istotami społecznymi. Znaczy to mniej więcej tyle, że łatwiej nam w życiu mając kogoś przy sobie, a w praktyce nie możemy istnieć bez innych ludzi.
Całkiem proste, prawda? Podchodzisz, zaczynasz rozmawiać, tworzysz relacje. Spotykasz się, poświęcasz czas…
Czas. Do tego wszystko się sprowadza.
Jako wielka cywilizacja, wciąż się rozwijamy i pędzimy naprzód. Robimy naraz wiele rzeczy, próbując „żyć pełnią życia”. Czy to jest właśnie pełnia życia? Niecierpliwe spoglądanie na zegarek, gonienie autobusów, zbywanie innych osób machnięciem ręki, bo „jestem teraz zajęty”. Próbujemy oszczędzać czas poprzez skracanie rozmów, niedbałe wykonywanie zadań czy zaniedbywanie relacji.
Więź to niesamowita rzecz. Przypadkowy człowiek mijający nas na ulicy staje się kimś wyjątkowym. Na sam jego widok uśmiechamy się i zaczynamy cieszyć.
Tymczasem jesteś dla mnie jakimś chłopcem podobnym do stu tysięcy innych chłopców. I nie jesteś mi potrzebny. Także i ja nie jestem tobie potrzebny. Jestem dla ciebie tylko jakimś lisem podobnym do stu tysięcy innych lisów. ale jeśli mnie oswoisz, będziemy potrzebowali siebie nawzajem. Staniesz się dla mnie kimś jedynym na świecie.
Antoine de Saint-Exupéry – Mały Książę
Osoby, które znają mnie lepiej, wiedzą że „Mały Książę” to jedna z ulubionych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam. Odświeżam ją sobie przynajmniej co rok, aby na nowo zastanowić się nad jej przekazem.
Lis, który uczył Małego Księcia przyjaźni dodał jeszcze, że na tą chwilę, zboże jest dla niego bezwartościowe. Jeśli jednak chłopiec go oswoi, za każdym razem, gdy lis popatrzy na kłosy, skojarzą mu się ze złotymi włosami Księcia. I zboże już nigdy nie będzie bez znaczenia.
I tutaj wracamy do czasu. Oswojenie, czyli zbudowanie relacji, trwa. Nie można go przyspieszyć, nawet im więcej czasu się na to poświęci, tym więź będzie głębsza, prawdziwsza. Jako cywilizacja próbująca oszczędzać cenne minuty, coraz częściej rezygnujemy z nowych znajomości. Warto? Jak dla mnie takie oszczędzanie czasu to świadoma rezygnacja z tego co w życiu najpiękniejsze.
Ludzko-psie więzi
Spędziłam ostatni tydzień w górach z naszymi znajomymi. Beethoven miał okazję poznać nowe osoby, niektóre zobaczyć po raz kolejny. Na przestrzeni tych kilku dni zaobserwowałam jak tworzy się więź pomiędzy dwoma gatunkami. Daje do myślenia.
Pierwsze spotkanie, grupa ludzi wchodzi do naszego pokoju, a trochę niezadowolony Beethoven leży na swoim kocyku. Patrzy spode łba, okazuje na prawo i lewo swoje niezadowolenie, więc grzecznie sugeruję gościom, że pierwszy wieczór w nowym miejscu nie jest idealnym momentem na zapoznawanie się z czworonożnym.
W kolejnych dniach na spacery często chodziłam w towarzystwie. Beethoven oswajał się biernie, ja nie inicjowałam żadnych bezpośrednich interakcji. Można było zauważyć, że coraz chętniej sam z siebie podchodził, łapał śnieżki i merdał ogonem.
Jednak to co zwaliło mnie z nóg, to wyjazd. Mój pies przyszedł do znajomych prosząc o głaskanie. Merdał ogonem, położył uszy i całym ciałem wyrażał zadowolenie. Nie spodziewałam się aż tak wspaniałych relacji.
Dzisiaj, jadąc samochodem zaczęłam przyglądać się czworonożnemu. Spał zwinięty w kłębek na tylnym siedzeniu, nie przejmując się zbytnio ile przestrzeni zajmuje. Po prostu był szczęśliwy.
Beethoven nie jest typem psa, który się przytula, wskakuje na kolana i zasypia na ludziach. Lubi być w pobliżu, najlepiej w zasięgu wzroku. Gdy przyjdzie mu ochota, podejdzie do człowieka i zasugeruje podrapanie go za uchem. Kiedy był małym szczeniakiem, niechętnie dawał się głaskać, najczęściej warczał. Teraz mogę spokojnie usiąść obok niego z książką czy komputerem i położyć sobie stopy na jego ciepłym boku. Właśnie w takich chwilach czuję, że nasza więź jest prawdziwa i warta zachodu. Mimo, że jest czasochłonna. Bo ja uwielbiam poświęcać mu czas.