Zawsze mówiłam, że nie jestem w stanie ścierpieć pisku Beethovena. Włosy stają mi dęba, w mózgu uwalnia się groźna dawka kortyzolu, a cokolwiek właśnie robiłam, przestaje mieć znaczenie. Jednym słowem – doprowadza mnie to do szewskiej pasji.
Ale przyszło zamknięcie, rozwaliła się rutyna, byłam zawsze w domu. Beethoven dość szybko zorientował się, że może mi komunikować wszystko piskiem, bo zawsze zareaguję. I piszczenie stało się moim koszmarem.