Wyobraźcie sobie raj introwertyka kochającego przyrodę (mam wrażenie, że to częste połączenie). Mały drewniany domek schowany pośród szuwarów, słońce leniwie zaglądające przez okno, drzwi wybiegające na leśną ścieżkę, która aż woła, żeby nią przejść – bez pośpiechu. Jesteś tam, gdzie śpiewają przysłowiowe raki (z ang. „where the crawdads sing”). A teraz przewróćcie tę utopijną wizję do góry nogami, wplątując w nią samotną, przerażoną sześciolatkę. I morderstwo.