Mieszkam z psem w Warszawie, wielkim węźle komunikacyjnym, a mimo wszystko nie korzystaliśmy z możliwości, jakie daje podróż pociągiem.
Nie raz, nie dwa pokonywałam duże dystanse pociągiem, ale nie mogłam się przełamać i spróbować załadować się do wagonu z Beethovenem. Bałam się, że w ścisku będzie nerwowy, kłapnie na kogoś, inną osobę obszczeka, piszczeć będzie przez całą podróż.
Cały stres i strach był zupełnie niepotrzebny. Może to czas, żebyście i Wy się odważyli?
Beethoven a pociągi
Początki wspólnego pociągowania
Pierwsza styczność Beethovena z pociągiem miała miejsce około dwa miesiące temu, gdy Michalina (kanapowy team) zaproponowała wspólny spacer w Choszczówce. Położona na granicy Warszawy dysponuje naprawdę pięknymi, zalesionymi terenami.
Tak właściwie… co ja będę gadać, pokażę Wam!
Czujecie ten klimat? Brzozy, piaszczyste wzgórza, niezliczone pokłady sosen i soczyście zielony mech. Bajka!
Musiałam spędzić pół godziny w pociągu w jedną stronę, żeby dotrzeć do stacji Warszawa Choszczówka i nawet sobie nie wyobrażacie, jak się bałam. Martwiłam się, czy Bet się nie przestraszy, generalnie przejmowałam się tą podróżą znacznie i zdecydowanie przesadnie.
Dworzec Centralny nie jest dla piesków najmilszym miejscem, bo przelewają się w każdym kierunku dziesiątki ludzi, w uszach dudnią ogłoszenia nadawane co chwilę i atmosfera nie sprzyja spokojowi. Przynajmniej mnie, kiedy stresuję się podróżą i tym wszystkim, nie pomaga.
Wsiedliśmy do pociągu, który z racji, że należy do pociągów podmiejskich, wyglądał jak niskopodłogowy, większy tramwaj. Bet wszedł i się położył, a ja przez kolejne minuty pukałam się w czoło, czego się tak właściwie bałam. Pies na medal!
W Choszczówce pojawiliśmy się później raz kolejny, ale na horyzoncie zaczęła majaczyć podróż do Wrocławia. Prawdziwy pociąg, 3,5-4,5 godziny podróży, do tego duży bagaż. Stres na maksa!
Pierwsza długa podróż pociągiem
Wiedziałam, że decydując się na wspólną wyprawę w góry z Magdą (blog: dzikość w sercu), będę musiała jakoś do Wrocławia dotrzeć. Z psem, który nigdy nie spędził w pociągu więcej niż trzydzieści minut.
Podróż w jedną stronę miała trwać prawie cztery godziny. Dodatkowo zabierałam ze sobą duży plecak, więc wizja przeciskania się między siedzeniami budziła we mnie stres godny matur czy innego przerażającego, ale nieuchronnego wydarzenia.
Przede wszystkim odrzuciłam na samym początku pomysł klatki. Beethoven jest dość dużym psem, a w pociągu nie ma zbyt dużo miejsca. Gdyby ktoś przypadkowo trącił go nogą, nie mogłabym zagwarantować, że nie odbierze tego jako naruszenie jego prywatnej strefy – jest na tym punkcie przeczulony, a w szczególności w klatce. Tam ma mu nikt nie przeszkadzać, a w pociągu zdecydowanie nie mogę być tego pewna.
Pies podróżujący w klatce liczy się jako swego rodzaju bagaż, więc nie trzeba kupować dodatkowego biletu. Niestety miejsc na klatki nie znajdziemy zbyt wiele, więc zdecydowałam się na inne rozwiązanie – bilet dla psa.
Kosztuje on 15,20zł niezależnie od długości i czasu trwania przejazdu. Dotyczy to wszystkich połączeń PKP Intercity, włącznie z Pendolino, którym mieliśmy okazję podróżować.
Beethoven był bardzo dzielny i przespał całą podróż!
Część praktyczno-poradnikowa
Pendolino z psem
Nigdy nie jechałam tym typem pociągu, nie miałam ku temu specjalnych powodów. Jednak przeglądając połączenia Warszawa-Wrocław dowiedziałam się, że czas trwania podróży może znacznie się różnić. O ponad godzinę.
Co więcej, Pendolino to pociąg „uprzywilejowany”. Jeśli coś się stanie na torach, gdzieś powstanie zator, to właśnie my zostaniemy przepuszczeni i posłani dalej w trasę jako pierwsi. Jak się nad tym chwilę zastanowić, to od razu widać znaczne plusy. Gdyby opóźnienie trwało kilka godzin, niektóre psy mogłyby zwariować, a tak czas ten będzie zredukowany do minimum.
Nie spotkałam się z tłokiem w Pendolino. Wszyscy pasażerowie zajmują swoje przydzielone miejsca, ale nieraz widziałam puste siedzenia, co sprzyja komfortowi jazdy. Są to naprawdę dobrze wyposażone pociągi w kwestii wygody – miejsce na nogi nie jest ogromne, ale Bet bez problemu mógł się rozciągnąć także pod moim fotelem i tym z przodu, ponieważ dół nie został zabudowany.
Nie musimy ruszać się z siedzenia do wagonu restauracyjnego, ponieważ obsługa pociągu co jakiś czas przechodzi i pyta, czy ktoś byłby zainteresowany posiłkiem. Zostanie on wtedy podany na miejsce, a z psem do wagonu jedzeniu poświęconemu nie wejdziemy.
Jak przygotować psa do podróży pociągiem?
Dodam pokrótce, dlaczego uważam, że mogę się na ten temat okołopociągowy wypowiadać. Żadnych kursów nie ukończyłam, z psem korzystałam z różnych pociągów dziewięć razy.
Mimo wszystko nie wydaje mi się, żeby kolejny punkt widzenia zaszkodził, więc oto jestem tutaj i piszę.
A teraz do rzeczy.
Podróż pociągiem oznacza dla psa wejście do maszyny, która się porusza i spokojne leżenie przez całą podróż. Można oswoić z tym psa podróżując z nim wcześniej tramwajami i autobusami, jednak nie na kilka przystanków tylko pofatygować się na drugą stronę miasta – przy okazji można pozwiedzać nowe tereny! Zawsze zaczynamy od przechodzenia w okolicy tramwajów, potem wchodzenia i wychodzenia, dopiero później decydujemy się na pierwsze, oczywiście krótkie, przejażdżki. Wszystko nagradzamy zabawą bądź smakołykami, ale będąc w trakcie jazdy zabawa może być niebezpieczna, więc wybrałabym jednak jedzenie.
Nie wrzucajmy psa od razu w zatłoczony, a w dodatku stary tramwaj, ponieważ liczba osób i nieciekawe dźwięki mogą go zrazić. Wybierzmy taki odcinek, żeby podróż była jak najbardziej komfortowa.
Całe podróżowanie nie opiera się tylko na przejeździe. Dlatego zanim będziesz myśleć o wspólnej wyprawie z psem, przyzwyczaj go do dworca i okolicznych atrakcji.
Pociągi wjeżdżające na stacje nie są aż tak głośne, jak ich hamowanie i gwizdanie (dźwięk wywierca dziurę w głowie tak bardzo jak klakson samochodu, tylko dziesięć razy głośniej). Umiejętność położenia bądź spokojnego siedzenia na dworcu nie są wbudowane w podstawową wersję psa, więc trzeba go tego nauczyć. Oswajanie zacznij dopiero wtedy, kiedy będziesz mieć pewność, że Twojego czworonoga nie przytłacza chociażby centrum miasta. Na dworcu będzie taki sam tłok (jak nie gorszy), dojdą do tego dziwne dźwięki i urządzenia.
Jednym z takich wynalazków są schody ruchome, które okazały się dość dużą przeszkodą dla Beethovena. Nie za bardzo podoba mu się wizja trzymania go na rękach, a w dodatku zewsząd naciskają na nas ludzie.
W części dworców znajdują się windy, do których też warto przyzwyczaić swojego pupila, ale na większość peronów musisz dostać się poprzez schody zwykłe lub ruchome.
Oczywistym powinno być, że komunikacja z psem = kaganiec. Są dziesiątki modeli, kolorów i materiałów. Najważniejsze, żeby był na tyle duży, żeby pies mógł w nim dyszeć.
W pociągu będą inni ludzie, mogą być też psy. Dlatego Twój czworonóg nie może zachowywać się agresywnie. Nie oznacza to, że musi lubić dotyk – jeśli będziesz go pilnował, nikt nie będzie go głaskał ani zaczepiał.
Beethoven przecież nie należy do prospołecznych istot, a bezproblemowo przespał całą podróż.
No dobrze przeleżał, ponieważ przez ponad godzinkę czas umilało nam szczekanie yorka kilka siedzeń przed nami.
Co wziąć w podróż pociągiem z psem?
Subiektywna lista najważniejszych rzeczy:
- Kaganiec – taki, do którego pies został wcześniej przyzwyczajony i umożliwia mu swobodne dyszenie.
- Smycz – niekoniecznie najtańsza z marketu, bo ważne żebyście ufali jej działalności. Puszczenie szwów na peronie gdy pies się przestraszy mogłoby się skończyć katastrofą.
- Obroża – oczywista oczywistość. Koniecznie z adresówką!
- Szelki – jeśli pies nie należy do dużych, w szelkach będziesz mogła go podnieść jeśli będzie potrzeba. W przypadku większych czworonogów można zawsze psa przytrzymać czy pomóc we wskoczeniu do wagonu. Tak jak w przypadku smyczy, musi być to sprawdzony sprzęt.
- Dokumenty psa – książeczka zdrowia, jeśli macie paszport to też lepiej wziąć, często łatwiej go zrozumieć jako pełnoprawny dokument przez osobę postronną.
- Miska i woda – tutaj trzeba sprawę przemyśleć. Jeśli dacie się napić psu w trakcie jazdy i nie wypije całości, możecie odlać wodę z powrotem lub jeśli dzielicie butelkę/bidon ze sobą, musicie pójść do toalety ją wylać. Tutaj może pojawić się problem, bo musicie zostawić na chwilę czworonoga samego.
Zawsze można się wycwanić i poprosić osobę obok. Wszystkim będzie łatwiej! - Smakołyki – nagroda musi być, szczególnie dla żarłoków i psów początkujących w podróżach, żeby utrwalić pozytywne skojarzenia.
- *Kocyk – niektórzy uczą swoje czworonogi odpoczynku w ten sposób, że mają się położyć na kocu. W tym przypadku jak najbardziej wskazane jest zabranie takiego wsparcia, żeby pokazać psu, że podłoga w pociągu też może być miłym miejscem na drzemkę.
- *Klatka – wersja raczej dla mniejszych psów, bo przy średnich, a co dopiero dużych, próba znalezienia dobrego miejsca na klatkę może być bezskuteczna. Dlatego też polecam bilet dla psa i problem z głowy!
Nie odpowiadasz tylko za siebie
Będąc częścią jakiejś grupy, a biorąc psa mimowolnie zostajesz dołączony do wspólnoty właścicieli czworonogów, nie odpowiadasz tylko za siebie. Nie dziwię się, że część osób zgłasza sprzeciw wobec transportowania psów komunikacją. Będąc w jednym wagonie z tamtym yorkiem, gdybym nie miała Beta, nie chciałabym więcej zobaczyć psów w jakiejkolwiek przestrzeni publicznej. Nie dość, że ujadał, to jeszcze rzucał się przez materiał klatki na nogi mężczyzny siedzącego obok. Skandal!
Co ciekawe, w wagonie były przynajmniej dwa inne psy. Większość pasażerów dowiedziała się o tym dopiero przy wysiadaniu – ja też nie zauważyłam obecności pięknego okazu rasy labradoodle, mimo że to przecież duży pies. A o Beethovenie nie wiedziała nawet para siedząca za nami, dopóki jedno z nich nie poszło do łazienki i spostrzegło coś włochatego leżącego na moich nogach.
Podróżowanie z psem może być fantastyczną przygodą. Jeśli nigdy nie zapuściłeś się dalej niż miasto 10km od domu, to może czas spróbować?
Nie każdy człowiek i nie każdy czworonóg będzie się cieszył z podróży. Nie ma co ukrywać, to nie jest sposób na spędzanie czasu dla każdego. Nie należy się zmuszać, ale można spróbować.
Od prób jeszcze nikt nie umarł, prawda?