Nie jestem nauczycielem angielskiego. Ba, nawet międzynarodowej matury (IB) pisać nie zamierzam. Ale że język angielski lubię i w jakiś sposób (dość bezpośredni) wiążę z nim swoją przyszłość, zależy mi na opanowaniu go w najwyższym z możliwych sposobów. Niestety, tu na scenę wkracza moje lenistwo – komu by się chciało ślęczeć nad książkami? Regularnie uczyć się słówek? No nie ma bata!
Stąd pomysł na ten wpis. Uratowała mnie właśnie ta nauka angielskiego, ale inaczej. Niekoniecznie prościej 😉