Raj na Ziemi – Učka

Park narodowy Učka to masyw górski położony na półwyspie Istria, na północ od Rijeki. Znajduje się tam 9 szczytów, a w nich najwyższy jest Vojak – 1396 m.n.p.m. Tam się właśnie wybraliśmy 😉 Jak było? Sami zobaczcie 😉

Wybraliśmy się do parku z rana, żeby uniknąć wspinaczki w Chorwackim upale (w naszym przypadku było to maksymalnie 33 stopnie Celsjusza, ale nie zawsze pogoda jest tak przychylna i potrafi być goręcej). Co należy ze sobą zabrać na taką wędrówkę? (oczywiście mowa o podróży z psem 😉 )

  • woda i miska dla psa – wypiliśmy niesamowitą ilość płynów, a Beethoven nie był od nas gorszy. Polecam składane, gumowe miski, są bardzo wygodne.
  • paszport psa lub/i książeczka zdrowia – nigdy nic nie wiadomo, zawsze może się coś naszemu psu stać. Lepiej dmuchać na zimne.
  • wygodne szelki – przecież pies nie będzie nas wciągał na górę na obroży, prawda?
  • dobre buty! – nie polecam wchodzić na górę w butach bez bieżnika. To już jest zabawa łamana na samobójstwo. A tym bardziej japonki. To jest trasa na porządne, trekingowe lub górskie buty.
  • czapka z daszkiem i/lub okulary przeciwsłoneczne – mimo, że większość trasy jest w półcieniu, słońce nie ma litości na szczycie i w niektórych momentach. Lepiej się przygotować 😉
  • *oddychające ubranie – szczególnie przy plecaku niesamowicie się pocimy. Wygodniej jest w odpowiednich ciuchach 😉
  • *pas i smycz amortyzowana – nie wyobrażam sobie wchodzić po tych wszystkich skałach ze smyczą w ręku. Nope. I tak kilka razy byłam na granicy upadku, zdecydowanie mi wystarczy.
  • *buty dla psa – to już kwestia osobista, ale jeśli Twój czworonóg ma tendencje do rozcinania opuszków, lepiej wziąć buty. Większość, jak nie cała trasa biegnie dróżkami z ostrymi kamieniami. Bet butów nie miał, nic mu się nie stało, ale on nigdy nie miał problemów z łapkami. Oczywiście co jakiś czas kontrolowałam stan jego opuszków.
  • *zwykła smycz – mimo, że miałam ze sobą smycz amortyzowaną, wolałam wziąć też zwykłą. Na wszelki wypadek.

Na miejscu byliśmy w okolicach godziny 9 i zaczęliśmy wyprawę. Samochód zostawiliśmy na parkingu (Poklon) i ruszyliśmy szlakiem na Vojak. Tabliczka wskazuje leśną drogę i jest tam napisane: 1h. My obstawialiśmy, że zajmie nam to 2 razy więcej. No ale cóż, jeśli ktoś lubi biegać po schodach, które osuwają Ci się z nóg przy 30 stopiowym upale – proszę bardzo. Nie zabraniam.

Można? Chyba można, ale ja się nie podejmuję :p Nie dzisiaj 😉

Nie są to gdybania, ponieważ minęli nas 2 panowie, którzy osiągnęli szczyt w około 1,5 godziny. Nie biegli, szli żwawo, ale nie robili postojów. Tak też można :p

Miłego biegania! Widzimy się na górze!

Wejście jest dosyć męczące, ponieważ jest stosunkowo ostro pod górę. Jednak można iść swoim tempem, nikt nas nie pospiesza.  Większość droga jest położona w lesie, więc półcień zapewnia warunki, w których można wędrować przyjemnie. Wygodne jest też to, że trasa przecina się co jakiś czas z drogą asfaltową (jest ona zamknięta dla samochodów, jedynie wojskowe auta i zaopatrzenie dla sklepu tędy jeździ) która prowadzi w najprostszy sposób na szczyt 😉 Gdybyś w pewnym momencie stwierdził, że masz dość stromych skał, możesz zejść na asfalt.

Skałki nie są dla nas problemem, w swoim tempie pójdziemy i dojdziemy na sam szczyt!

Po drodze jest kilka miejsc nadających się na oglądanie widoczków 😀 Nie są to byle jakie widoki, góry i morze – połączenie niesamowite ♥ Widoczność była doskonała, zdjęcia były by cudowne, ale lustrzanka trochę waży, więc jej nie brałam 😉

Chwila na regenerację ♥

Co jakiś czas można sobie odpocząć na drewnianych ławkach, w jednym przypadku był nawet stolik! Ciastka i woda poszły w ruch i mieliśmy czas na wyrównanie oddechu 😉

Sam szczyt jest niesamowity. na początku jest podest dla paralotniarzy zagrodzony łańcuchem. Jak popatrzyłam z jakiej oni wysokości skaczą w przepaść to powiedziałam, że to muszą być ludzie z jajami. Prawdziwymi.

My nie mamy paralotni Bet! Nie skaczemy!

 

Gdy minie się sklep z pamiątkami, który mieści się w wieży widokowej (można wejść na górę i strzelić sobie selfie na wysokościach – podobno spoko, ale ja wolałam z psem posiedzieć na skałkach) rozpościera się przed nami wąska ścieżka, która biegnie samym grzbietem góry. Widok nie do opisania, a zresztą zobaczcie sami:

No pięknie!

Bystre oko dojrzy Beta gdzieś pośród skał i traw 😉

Tu też jest Bet! Ale zdecydowanie na tym zdjęciu widoki są ważniejsze 😉

Gdy zdołałam odzyskać oddech, zaczęłam powolutku iść do przodu. Tak pewnie by było, ale ja jestem sobą, więc co zrobiłam? Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam skakać po skałkach ciesząc się wiatrem wiejącym mi prosto w twarz. Urwisko po prawej? Co za problem. Drapiące krzaki po lewej? To kolce bolą?

W swoim żywiole ♥

Gdy już ochłonęłam z początkowej euforii, usiadłam sobie na jednej z większych skał i podziwiałam widoki. Moim żywiołem są góry, zdecydowanie ♥ Zawsze uwielbiałam być wysoko. Wyżej od innych. Może po prostu lubię patrzeć na świat z góry?

Siedzenie na skałkach – one naprawdę nie są takie twarde!

Z wrażenia nie panuję nad swoim językiem, wybacz.

Muszę przyznać, że jest to wędrówka, której długo nie zapomnę. Zaparła dech w piersiach. I to nie raz.

W negatywnym tego słowa znaczeniu też. Podczas schodzenia, postanowiliśmy, że powrót tą samą trasą nie ma sensu. Więc ruszyliśmy grzbietem góry przed siebie. Po pewnym czasie weszliśmy do lasu. Przed nami wąska ścieżka, która zakręca pomiędzy 2 dużymi skałami. Idę pewnym krokiem przed siebie i tuż przed położeniem stopy na mniemanym poziomie ziemi orientuję się, że…jest ona niżej. Dużo niżej. Ścieżka postanowiła, że jest nam za łatwo i postanowiła stać się bardziej pionowa. Dużo bardziej.

Gdy po uspokojeniu się trochę (tak naprawdę nie udało się uspokoić, ale kiedyś trzeba się ruszyć, prawda? Kosmonauci postawili stopę na księżycu, to ja muszę dać radę postawić ją na ziemi) ruszyłam naprzód, wszytko wydawało się w normie. Jednak przy przenoszeniu ciężaru z jednej nogi na drugą, poczułam że coś turla się w dół. Była to ziemia pod moimi stopami. Ahoj przygodo!

Na początku dróżka była taka niewinna…

Ze względu na efekty specjalne, ludzi niezapoznanych z łażeniem po górach oraz ludzi posiadających małe dzieci, które mogą nie sprostać trasie sugeruję powrót tą samą drogą, którą przyszliście. Będzie bezpieczniej i dużo szybciej. Schodziliśmy jeszcze dłużej niż wchodziliśmy, ale i trasa w tą stronę była dłuższa. Łącznie zajęło nam to 4h i 45 minut i przeszliśmy 10,5 km. Taki tam spacerek 😉

Mimo, że była to nie lada wyprawa pod względem fizycznym, nie pamiętam kiedy ostatni raz tak cudownie się czułam. Szczególnie na szczycie. Wiatr we włosach, lekko ściśnięty żołądek i słońce prosto w twarz. Do tego sierść na każdym centymetrze kwadratowym Twojego ciała. I jestem szczęśliwa ♥

Raj na Ziemi – Učka
Przewiń na górę